Macie tak czasami, że zupełnie przez przypadek, pojawiacie się w jakimś miejscu i poznajecie osobę, z którą od razu łapiecie nić porozumienia i tematów do rozmów jest tak dużo, iż naturalnym staje się kontynuowanie ich przy kawie? Dokładnie tak miałam, gdy poznałam Kasię Selwant. Po spotkaniach już wiem, że ona tak po prostu ma – jak magnez przyciąga do siebie ludzi i sprawia, że czują się dobrze w jej towarzystwie. Nic dziwnego, że sportowcy, z którymi pracuje uwielbiają ją, a ludzie, którzy słuchają jej wykładów – motywują się do działania. Poznajcie Kasię Selwant – psychologa sportowego, psychologa olimpijskiego, wielokrotną Mistrzynię Polski i reprezentantkę kraju w Mistrzostwach Europy w Curlingu, a przede wszystkim ciepłą osobę, która wszystko co robi, robi z wielkim sercem.
Świętowałyśmy sukces książki „Zejdź z kanapy”, którą napisałaś wspólnie z Kamilą Rowińską. O kim myślałaś pisząc swoją część?
Starałam się myśleć o czytelniku, jako o normalnym człowieku, który, na co dzień pracuje np. w korporacji lub prowadzi swoją firmę. Ma mnóstwo obowiązków i w głowie tysiąc pomysłów na minutę. Chce coś osiągnąć, ale brakuje mu odwagi, by zrobić ten ostatni krok.
Biorąc pod uwagę Twoje doświadczenie zawodowe, spodziewałam się raczej obszernej pozycji, a otrzymałam małą, poręczną, pisaną przystępnym językiem książkę.
Dokładnie taki był zamysł! Ta książka jest zbiorem inspiracji, a nie encyklopedią, w której znajdziemy odpowiedź na każde pytanie, ale musimy się długo ich naszukać i wiele naczytać. Początkowo miał to być tylko audiobook, dlatego zdania są krótkie i zwięzłe, często też pojawiają się tam bezpośrednie zwroty do czytelnika. Starałam się przytoczyć w niej historie z życia wzięte, które są uniwersalne w przekazie i mogą pomóc czytelnikom jeszcze lepiej zrozumieć poruszane zagadnienia. Prawda jest taka, że pisałam tę książkę z czystego serca, tak jakbym sama chciała ją przeczytać i muszę przyznać, że często sama po nią sięgam. Inspiruję się własnymi słowami – naprawdę to działa!
Twoi sportowcy czytali „Zejdź z kanapy”?
Poleciłam tę książkę moim zawodnikom (uprawiającym sport wyczynowo), ponieważ byłam ciekawa ich reakcji. Ku mojemu zaskoczeniu dostałam od nich bardzo pozytywne informacje zwrotne i entuzjastyczne recenzje. Przyznali, że przekaz był dla nich zrozumiały i podany w przystępny sposób. Wiesz, bo to jest tak, że oni są jak ty i ja, mają swoje lepsze i gorsze dni, z którymi muszą sobie poradzić. Nie zawsze mają przy sobie psychologa, przyjaciela, czy osobę bliską, która im w danym momencie pomoże, dlatego cieszy mnie ogromnie fakt, że zaprzyjaźnili się z książką „Zejdź z Kanapy”, którą mogą mieć zawsze przy sobie. Moje serce raduje fakt, że także profesjonalni sportowcy docenili tę publikację.
Dużo osób czyta książki, chodzi na szkolenia, a i tak nie realizuje swoich celów. Wiesz dlaczego tak bywa?
Mój brat ostatnio bardzo trafnie to podsumował: jedno to – przeczytać książkę, a drugie to – wcielać w życie zdobytą wiedzę. I muszę się z nim zgodzić. Ludzie lubią być prowadzeni za rękę. Lubią, kiedy ktoś przerabia z nimi stronę po stronie, rozdział po rozdziale. Łatwiej jest coś przeczytać, ładnie się ubrać, niż coś dla siebie zrobić. Bo to trudna sprawa pracować nad sobą. A ci, którzy niby chcą, ale nic z tym nie robią, to moim zdaniem nie wierzą, że są wstanie osiągnąć sukces. Ich motywacja pozostaje jedynie na poziomie deklaracji i snucia planów…
Czym różni się praca ze sportowcem, który jest u szczytu swojej kariery, a tym, który dopiero debiutuje w swojej dyscyplinie?
Każdy z nas jest inny, dlatego podejście zależy od historii kariery oraz od tego, jak jest ukształtowany dany sportowiec. Jeśli ktoś już osiągnął sukces, to mówi się, że najtrudniej jest mu ten sukces powtórzyć. Taka sytuacja jest bardzo stresogenna. Trudno jest nam sobie nawet wyobrazić, z jak dużym obciążeniem oni muszą się zmagać. Natomiast sportowcy, którzy zaczynają, są jak otwarta księga, jeśli zaufają i zaangażują się we współpracę, wspólnie możemy „napisać dobry, pierwszy rozdział” ich drogi do sukcesu sportowego.
Jakie wsparcie dajesz swoim podopiecznym?
To się w skrócie nazywa „systemem pracy całościowej”. Podstawą jest regularna i zaangażowana współpraca. To jest tak, jak z treningiem na siłowi, trzeba chodzić regularnie, by zbudować biceps, ale nie można chodzić codziennie. Spotykamy się np. w systemie dwutygodniowym, a w międzyczasie ważną rolę odgrywa praca domowa, lektura literatury, którą podsuwam zawodnikom. Czasami nasze spotkania są takie zwyczajne; zawodnik potrzebuje bym go wysłuchała np. w sprawie sercowej. Bywa, że noszę za kimś torbę na zawodach. A czasami, by pomóc, po prostu jestem obok. Chcę, by moi podopieczni wiedzieli, że jestem blisko i mogą liczyć na moje wsparcie. Tylko wówczas współpraca jest wspólnym celem. Razem przeżywamy sukcesy i porażki.
Potrafisz oddzielić pracę od życia prywatnego?
Zaczynając pracę, jako psycholog, postawiłam sobie takie wyzwanie, że pracę będę oddzielała od spraw i odczuć osobistych. Szybko się jednak okazało, że nie jest to możliwe. Najlepszym tego przykładem był mój udział w Igrzyskach Olimpijskich w Londynie 2012. To było niesamowite przeżycie dla mnie, jako człowieka, a także, jako psychologa. Czułam na sobie wielką odpowiedzialność i przejęłam wszystkie te ogromne emocje moich zawodników. Dlatego po powrocie, musiałam pojechać na bardzo długie wakacje. Wiedziałam, że tygodniowy wypoczynek to będzie zdecydowanie za mało. Potrzebowałam czasu, by wrócić do siebie, uspokoić nagromadzone we mnie emocje i naładować ponownie swój akumulator, żeby znowu wspierać innych. To było, jak dotąd, najważniejsze moje życiowo-zawodowe doświadczenie.
Czy mogę powiedzieć, że nominacja na psychologa olimpijskiego było spełnieniem wielkiego marzenia?
Oczywiście, że tak! Miałam do pokonania wiele barier, by to marzenie mogło stać się rzeczywistością. Świat sportu, to świat mężczyzn. Zauważ, że kobiet w sporcie jest niewiele. Wymagano ode mnie, ale i ja wymagałam od siebie więcej niż w życiu codziennym. Musiałam pokonać wiele przeszkód, wykazać się dużą determinacją, wiedzą, zaangażowaniem. Ale przede wszystkim musiałam zdobyć serca zawodników, bo to oni mówią, że jestem dobra, i to oni proszą, bym to właśnie ja towarzyszyła im w ważnych dla nich momentach. Włożyłam wiele pracy, aby pojechać na Igrzyska, pozostając w tym męskim świecie nadal kobietą, bo właśnie w tej kobiecości tkwi moja siła. Mam bardzo dobry kontakt zarówno z zawodniczkami, jak i z zawodnikami, z czego jestem bardzo dumna.
Dużo włożyłaś wysiłku w realizację tego marzenia, opłacało się?
Zdecydowanie tak! To było spełnienie mojego marzenia. A ja lubię ten smak spełnienia, dlatego wytrwale je realizuję kolejne plany.
Zdradzisz nam, jakie teraz marzenie realizujesz?
Chcę dzielić się swoją wiedzą z innymi. Nie tylko z zawodnikami, czy sportowcami, bo to robię cały czas. Ale przede wszystkim z normalnymi ludźmi, którzy pragną się rozwijać. Miałam w ostatnim roku wiele wystąpień dla osób z biznesu i zauważyłam, że ludzie potrzebują wiedzy, którą im przekazuję. Opowiadam też wiele historii z życia sportowego, a oni rzeczywiście odnajdują w tych historiach siebie, dzięki czemu są w stanie lepiej pokierować swoim życiem. Bardzo mnie to cieszy i motywuje do dalszego dzielenia się wiedzą i doświadczeniem. Myślę, że każdy z nas zasługuje na medal olimpijski, każdy w swojej dziedzinie.
Więcej o Kasi Selwant dowiecie się tutaj: www.psycholog-sportowy.pl