Usłyszałam ostatnio zdanie, które dało mi do myślenia: Marzenia mają datę ważności. Jeśli odkładasz ich realizację, to o ten kolejny dzień jesteś mniej szczęśliwy. W pierwszym momencie pomyślałam, racja, nie ma na co czekać, albo zrobię to teraz i tu albo nigdy. Kilka dni później spotkałam się z Alą, która zrealizowała swoje marzenie, po 6 latach od momentu nagrania, ukończyła film. Podsumowała to krótko: przyszedł właściwy momenty i to zrobiłam. Jestem z niej bardzo dumna. Zrozumiałam, że czasami tak bywa, że nasze marzenia potrzebują czasu by dojrzeć. A może my sami potrzebujemy dojrzeć, by je zrealizować? A może właśnie musi się w nas obudzić tak wielkie pragnienie, które doda nam sił, by podjąć to wyzwanie? Nie ma na to jednej dobrej odpowiedzi, i dobrze. Często z czasem przychodzi odpowiedź.
Zapraszam na spotkanie z Alą Bąk.
„Kiedy przychodzi” to film…
…metafora, film symboliczny, film drogi. Jest to estetyka bliska mojej osobie.
Czekaliśmy na niego aż 6 lat, dlaczego tak długo?
Nie mam dobrego usprawiedliwienia. Można jednak to sprowadzić do prozy życia. Pomysł narodził się kiedy byłam jeszcze studentką, zaczęłam jego realizację zaraz po ich ukończeniu, potem nie miałam czasu, ponieważ poszłam na staż, następnie praca pochłonęła mnie bez reszty. Tak utrwalała się wymówka „nie ma kiedy”. Na szczęście, niezmiennie od 2009 roku, ciągle towarzyszyło mi poczucie, że muszę zrealizować ten film, nawet jeśli nie dla siebie, to dla ludzi, którzy zaangażowali się w jego tworzenie. Dla danego im słowa, w podziękowaniu za czas, za energię, którą mi dali.
Kiedy powiedziałaś TAK, teraz chce to zrobić?
Postanowiłam pójść do Szkoły Filmowej i założyłam sobie, że celem będzie zmontowanie właśnie tego filmu. Wybrałam specjalizację: montaż i przez dwa lata przygotowywałam się, by zmierzyć się z tym wyzwaniem. Wiem, strasznie to brzmi. Mobilizacją stały się studia, za które musiałam zapłacić.
Czy mogłaś zmontować go wcześniej?
Z pewnością tak, ale myślę, że czekałam na ten moment, wierzę, że był dla mnie najlepszy. Zauważyłam, że lepiej mi się pracuje, gdy jestem na wyjeździe. Wtedy też, będąc daleko od rodziny, przyjaciół, mogę się odciąć i zająć tylko tym, na czym w danym momencie mi zależy. Scenariusz filmu napisałam jak byłam na stypendium w Pradze, a zmontowałam go podczas projektu we Francji. Podróże mi służą…
Hmmm a dlaczego film?
Zdecydowaliśmy z Marcinem, że chcemy zająć się tworzeniem filmów. On uzbierał na kamerę, jeśli dobrze pamiętam to było ok. 10 tys. zł, i to był wtedy duży wydatek. Najpierw zrealizowaliśmy kilka teledysków, a potem podjęliśmy decyzję, że czas na film.
Jak teraz myślisz o tej decyzji?
Wiem, że nie była to przemyślana i dojrzała decyzja. Była za to bardzo odważna. I z tego jestem dumna. Nie miałam warsztatu, ale miałam pomysł. Chciałam bardzo go zrealizować i to zrobiłam. Z własnej kieszeni, za studenckie oszczędności opłaciłam jego realizację. Film powstał z czystej pasji.
Powiedz w kilku słowach o czym opowiada…
Jest miasto, a w nim ludzie. Ich życie każdego dnia wygląda podobnie. Ktoś sprzedaje książki, ktoś fotografuje, ktoś gra na skrzypcach, śpiewa, czy podróżuje. Pewnego dnia coś się zmienia. Zmiana jest częścią naszego życia. Co ją wywołuje – przypadek, przeznaczenie, a może wybór?
Wspomniałaś kiedyś, że ten film sam w sobie był opowieścią…
Dokładnie tak, to czego potrzebowałam, otrzymywałam I choć nie umiem tego wytłumaczyć, to było niesamowite.
Czyli…?
Ten film współtworzyli niesamowici ludzie. Często myślałam głośno i mówiłam czego potrzebuję lub kto powinien zagrać w konkretnej scenie. Oni sami szukali i podsyłali mi poszczególnych aktorów. Zdarzenie, które przeszło już do historii, dotyczy „gwiazdora” – psa, który zagrał w filmie. Szukałam właśnie takiego, bo zależało mi, by pojawił się w jednej ze scen. Dowiedziałam się, że w dniu naszego nagrania, na terenie Skansenu, będzie oddawanie psów ze schroniska. I w taki oto sposób przygarnęłam pieska, którego przekazałam później rodzinie mojej przyjaciółki poszukującej czworonoga. Wiele było takich sytuacji. Miałam wrażenie, że podczas kręcenia filmu, spadały nam gwiazdy.
Kogo zaangażowałaś w tworzenie tego filmu?
Większość aktorów to moi znajomi, znajomi znajomych i poznani na planie ludzie. Bije z nich prawda, są autentyczni. Aktor główny, na co dzień wygląda tak samo, jak w filmie. Jego postać, to nie jest wynik charakteryzacji, lecz naturalne oblicze. Kiedyś idąc ulicami Lublina zauważyłam go i już wtedy wiedziałam, że chcę, by zagrał w moim filmie. Tylko dwóch aktorów grających w filmie pracuje zawodowo w teatrze. Mogę powiedzieć, że osoby zaangażowane w ten film, współtworzyły go razem ze mną. I to właśnie relacje, które zawiązały się między nami, są dla mnie w tym całym przedsięwzięciu najważniejsze.
Czy uważasz, że czasami trzeba odłożyć realizację marzeń na później?
Gdybym zmontowała ten film od razu, wyglądałby inaczej. Bo ja byłam wtedy inna. Inaczej patrzyłam na świat. Mogę powiedzieć, że przez te lata montażowo dojrzałam. Cenne wskazówki dała mi podczas studiów Anna Skowrońska Zbrowska. Początkowo chciałam, by główny bohater był właściwie niewidoczny. A to właśnie ona zasugerowała mi, by on stał się wiodącą postacią. Miała racje, teraz wiem, że on jest w tym filmie najważniejszy. Czas pomógł mi dojrzeć do tej decyzji.
Warto było?
Bez Marcina ten film nie byłby tym, czym jest. To on mnie znosił, słuchał i robił, to, co chciałam, choć wiem, że nie było ze mną łatwo:) Atmosfera napięcia, wyścig z czasem i dosyć ograniczone możliwości – to nas czasami frustrowało.
To mój pierwszy film, eksperyment. Teraz zrobiłabym go zupełnie inaczej, ale jestem dumna z tego, że odważyłam się na jego powstanie. Tworząc go, chciałam coś przekazać, nie myślałam jednak o tym, czy będzie to zrozumiałe i czytelne dla odbiorcy. Dlatego jestem bardzo ciekawa reakcji widzów.
Co jest dla Ciebie najważniejsze?
Wróciłam do tego materiału, skończyłam go i powstał film. To dla mnie znak, że nadal jest we mnie pasja i chęć do tworzenia filmów.
Film Ali Bąk Kiedy przychodzi będzie można obejrzeć w Warszawie (26.01, 06.02 i 13.02).
Więcej informacji znajdziecie tutaj: Wydarzenie
Jeśli podoba Ci się ten wpis proszę podziel się nim z przyjaciółmi.
Będzie mi miło jeśli zostawisz pod nim swój komentarz.
Inspirantka