Z poprawną polszczyzną bywa różnie. W języku pisanym, błędy zauważamy i poprawiamy częściej, w codziennych rozmowach raczej przymykamy na nie oko. Generalizuję wielce. Bo „my” to nie znaczy wszyscy. Znam takich, którzy mają totalną obsesje na punkcie poprawności językowej (i o dziwo, nie są to poloniści!). Dla nich bez znaczenia jest miejsce czy sytuacja, w której aktualnie się znajdują. Wewnętrzna potrzeba wręcz zmusza ich do wyrażenia swojej dezaprobaty wobec „brudzenia” Polszczyzny.
Zapytacie popieram, neguje? Sięgając po dyplomację odpowiem: to zależy od sytuacji. Wywołanie do tablicy wiedząc, że będzie się poddanym krytyce, nie jest niczym przyjemnym. Często jest to bardzo uciążliwe, po prostu niewygodne. Bo kto lubi być krytykowany? I to jeszcze publicznie?!? Muszę jednak wspomnieć o tej drugiej stronie medalu, która także istnieje. Z czasem dostrzegam (jak to brzmi!), jej efekty i doceniam. Tak, jestem wdzięczna tym, którzy chodzili za mną i wytykali błędne formy słów, których używałam. Nie było ich wiele, ale jednak były, raziły. I muszę się Wam przyznać, że właśnie dzięki tym osobom, udało mi się przeedytować w sobie kilka słów. Wymagało to troszkę pracy i cierpliwości z obu stron, ale sukces jest. To doskonały przykład, że dla chcącego nic trudnego (łatwo się mówi, będąc już po edycji, wiem). Podsumowując: moja osobista szala przechyla się na korzyść pedantów językowych. Niech im będzie. I porzucając szanowną dyplomację odpowiadam: jestem na tak, w końcu ktoś musi dbać o najpiękniejszą i najczystszą mowę polską.
Temat komplikuje się odrobinę bardziej, kiedy my po prostu lubimy to słowo. I bez znaczenia jest fakt, że wypowiadamy je z błędem, używamy niepoprawnie. Tak zwyczajnie lubimy i dobrze nam z tym. Ono jest z nami zawsze i wszędzie, pozwala wyrazić niewyrażalne emocje. Jest wręcz nierozerwalną częścią każdego dnia. Pozycją obowiązkową. Mam nadzieję, że wiecie co mam na myśli. Lepiej niż może mi się wydawać? Wiedziałam, że nie jestem sama po tej złej stronie mocy! Dzięki! W sumie to nie przyznawałam się do tego jakoś specjalnie. Czasami tylko ktoś mi zwrócił uwagę, że MEGA i MASAKRA używam częściej niż innych słów.
Ale żeby to było jakieś wykroczenie? Uświadomiłam sobie, że nie bez powodu na podium jest ten duet: MEGA I MASAKRA, samo MEGA byłoby niepełne bez MASAKRY, MASAKRA czułaby się samotnie bez MEGA. Jedno wyraża negatywne emocje, drugie zachwyt. A co najciekawsze, lubią zmieniać się rolami:)
Do rzeczy. Dlaczego o tym piszę?
Po prostu żal mi się zrobiło biednej MASAKRY, która cierpi z tego powodu, że jest nadużywana. Skarży się, płacze, zdecydowała się nawet na wizytę u doktora Miłosłówa Ojczystego. I tak widząc jakie cierpienie jej sprawiam, powiedziałam stop! Zrobię to dla niej, podejmę wyzwanie, może i MEGA na tym skorzysta?
I tutaj bardzo dziękuję za motywacje do poprawy mojej postawy Ministrowi Kultury i Dziedzictwa Narodowego, którego kampania społeczno – edukacyjna „Ojczysty. Dodaj do ulubionych” pozwoliła mi zobrazować ból przemęczonej MASAKRY. I od tego momentu już nic nie będzie takie jak wcześniej.
Dołączcie do mnie! Wspólnie możemy uzdrowić MASAKRĘ! Kto jest za? Zgłoszenia przyjmuję
w komentarzach.
fot. źródło Facebook
Inspirujące przykłady kampanii społecznych znajdziecie tutaj:kampaniespoleczne.pl