Po jej występie na Przeglądzie Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu, wiedziałam, że jest warta poznania. Zrobiła na mnie duże wrażenie, pod każdym względem – wokal, interpretacja, odwaga sceniczna i wizerunek. Wiedziałam, że zostanie dostrzeżona, ponieważ taki występ nie mógł przejść bez echa. Co więcej, podczas rozmowy z nią upewniłam się, że spójność, która biła ze sceny, płynie prosto z jej serca – bo ona taka po prostu jest. Zapraszam na spotkanie z Marysią Żak, czyli Mery Spolsky.
Obserwując Twój występ podczas PPA miałam wrażenie, że każdy nawet najdrobniejszy szczegół jest zaplanowany. Czy tak jest?
Tak jest! Jestem osobą, która przygotowuje cały happening. Wychodząc na scenę po prostu jestem pewna swojej ustalonej koncepcji i nie muszę wcale układać jakiejś wybitnej „choreografii”. Jednak wykonując utwór nawet setny raz, cały czas od nowa go przeżywam, nie umiem go traktować jak wyuczoną sekwencję. Jest to dla mnie zawsze nowa historia i nowe ciarki na rękach.
Kim lubisz bywać na scenie?
Gram bohatera z tekstu i wypowiadam każde słowo do mikrofonu bardzo świadomie. Najbardziej lubię wcielać się w rolę małej i nawiedzonej dziewczynki, osoby smutnej lub wkurzonej. Robię grymasy i wiem kiedy i po co je robię. Lubię kontrasty. Raz wpadam w furię na scenie, żeby za chwilę ochłonąć,a raz wyobrażam sobie, że kogoś uwodzę,myślę sobie, że w oczach mam prawdziwy ogień 🙂
Zdobyłaś wyróżnienie za interpretację piosenki „Kiedy Mnie Już Nie Będzie” Agnieszki Osieckiej…
W przypadku tej piosenki w pełni świadomie ubrałam czarny welon na głowę i stworzyłam elektroniczny podkład z ogromną ilością chórków. Czytając tekst piosenki przyszła mi do głowy myśl, że ja go zupełnie inaczej rozumiem niż interpretują go przeróżni wykonawcy. To nie jest do końca piosenka o miłości, świadomości zdrady i żalu do osoby, którą się kocha. To jest numer o śmierci. Osoba, która wie, że niedługo odejdzie, chce dać do zrozumienia swojemu partnerowi, że nigdy nie zniknie z jego życia. Być może fizycznie jej nie będzie, ale duchowo będzie obserwowała każdą sferę jego życia, wraz z nowymi kobietami. Jest to taka przypominajka o tym, że byłam, jestem i będę.
O czym wtedy myślałaś?
Wyobraziłam sobie, że stoję na własnym pogrzebie i nikt mnie nie widzi, wszyscy tradycyjnie rozpaczają, a wśród czarno przyodzianych mężczyzn stoi mój ukochany z inną kobietą u boku. Chaotyczne i nerwowe chórki w piosence powtarzają moje słowa jak echo, żeby jeszcze bardziej wbić mu do głowy, że jestem tu cały czas, że nie można mnie tak po prostu zapomnieć. Natomiast we mnie jest spokój, odchodzę godnie i z klasą. W refrenie jestem wręcz szczęśliwa i proszę aby mnie oszukiwano, bo kiedy jestem oszukiwana to jest mi choć na chwilę przyjemnie.
To fakt, Twoja aranżacja trzyma w napięciu bardzo długo i wypuszcza oddech dopiero na refren…
Z kolei rytmiczna recytacja na samym początku miała stworzyć poczucie irytacji i bezradności, jakiejś takiej reakcji, którą człowiek ma, kiedy próbuje coś bardzo mocno trzymać w ręku i wie, że już nie ma siły i zaraz puści.
Wsłuchując się w warstwę muzyczną można też wysłyszeć pewne wizualizacje muzyczne tekstu. „Płyń z tamtą kobietą w górę rzek” otoczone jest zagrywką na klawiszu, która brzmiała mi jak mknące źródło jakiejś rzeki. Gitara i bas trzymają się na początku kurczowo jednego dźwięku mimo zmieniającej się harmonii w zwrotce, bo chciałam uzyskać efekt irytacji. A chórki, które w mechaniczny sposób powtarzają każde „dopóki jestem” celowo wyłaniają się i szybko znikają, aby słuchacz miał wrażenie, że jest nimi otoczony, ale nie do końca może określić skąd dochodzą.
Ile jest Ciebie w tej piosence?
Hmmm mogę jedynie odpowiedzieć, że ten kto zna moje autorskie piosenki, a nie znałby piosenki Osieckiej, od razu by pomyślał słuchając mojej aranżacji, że „Kiedy Mnie Już Nie Będzie” jest kolejną moją piosenką.
Udział w PPA był wyzwaniem?
Tak, bo ja nie jestem aktorką. Chodziłam kiedyś do Ogniska Teatralnego u Machulskich w Warszawie, ale tam też nie czułam się w żaden sposób aktorsko. Zazwyczaj obsadzano mnie w musicalach albo etiudach z elementami muzyki. Uwielbiałam zajmować się tłem muzycznym, a aktorstwo gdzieś tam sobie żyło z boku.
Dlaczego więc wysłałaś zgłoszenie?
Na PPA bardzo chciałam się zgłosić, bo oferowało możliwość wykonania własnych utworów. A ja śpiewając swoje piosenki czuję się postacią na scenie, czuję się aktorką, ale w swój wymyślony sposób. Kręci mnie absurd i ironia. Mam taką piosenkę „Imperium moich czarnych brwi”, która w refrenie zamienia się w recytację i kojarzy mi się z piosenką aktorską. Gdy ją wykonuję jestem dziewczyną z krzaczastymi brwiami, która wykorzystuje swój mankament i traktuje jak twierdze: moje czarne brwi sprawiają, że umiem się obronić przed resztą, są tylko moje więc jestem ich pełnoprawną królową, czyli „cesarzową brwi”. Postanowiłam zaprezentować ten utwór na PPA, bo jest to osobisty tekst i wiedziałam, że wykonam go szczerze – sama maluję swoje brwi na czarno i traktuję jako swój wizerunek na co dzień.
Świadomość, że występujesz na jednej scenie z aktorami, stresowała?
PPA stresowało, bo kazało ustawiać się na deskach cudownych teatrów, przed niewidzialnym jury, które było schowane za światłem reflektorów. Na początku nie wiedziałam czego się spodziewać – bałam się uczucia rywalizacji. Jeżeli chodzi o same wykony to nie jest to dla mnie nigdy wyzwanie. Jestem szczęśliwa jak stoję na scenie i wiem, że mikrofon jest do mojej dyspozycji, a ludzie patrzą na mnie wyczekująco. Stres jest zawsze ten sam, czyli lekka trema tuż przed wyjściem, która znika jak już się ustawię przodem do publiczności. PPA umożliwiło mi wystąpienie na trzech różnych scenach z piosenką Osieckiej i każdy raz przyniósł mi tyle samo emocji. Mimo dwóch koncertów pod rząd nie umiałam pójść na łatwiznę i tego ostatniego razu, już bez jury, odbębnić.
Czym ten występ różnił się od innych?
Wyzwaniem było również wszystko co się działo dookoła – imprezy w Klubie Festiwalowym, warsztaty i próby. Nowe zupełnie oblicze muzyki, bo z bardzo aktorskiej strony. Na moich wcześniejszych festiwalach byłam przyzwyczajona do dość „rockowej mentalności”, czyli rozmowach tylko o muzyce, gitarach, sprzęcie, anegdotach z tras koncertowych. Tutaj rozmowy były bardziej zróżnicowane, dużo się mówiło o sztuce i teatrze.
Możesz pochwalić się długą listą nagród – która z nich zmieniła coś w Twoim życiu?
Najbardziej pamięta się pierwsza nagrodę w życiu :). Z perspektywy czasu nie jest to wielka nagroda, ale myślałam, że umrę ze szczęścia jak zakwalifikowałam się w 2010 roku do Międzynarodowego Festiwalu Piosenki Bardów OPPA i tam zdobyłam wyróżnienie za własną piosenkę „Tysiąc butów”. Miałam wtedy 16 lat i pierwszy raz brałam udział w jakimkolwiek festiwalu. Mój formularz był pusty w miejscu „moje osiągnięcia”. Poczułam się zauważona.
Z biegiem lat zapełnił się, na PPA zapowiadając Twój występ zaznaczono, że masz najdłuższą listę nagród na swoim koncie:)
Potem były wzloty i upadki, każda porażka powodowała, że rzucałam gitarę w kąt na kilka dni. Największym gwoździem do trumny były wszystkie telewizyjne show, czyli Must Be The Music, X-Factor i Voice Of Poland, w których robiłam sobie złudną nadzieję, bo jury zawsze było na tak, natomiast potem z niewyjaśnionych przyczyn nie chciano mnie pokazać w TV. Raz chodziło o zły dobór piosenki, raz o to, że „jestem niemedialna” i tak dalej. Te „nagrody” zmieniły bardzo dużo, bo nauczyły pokory i tego, że w muzyce nie chodzi tylko o muzykę.
Jakich emocji chcesz dostarczyć Twoim słuchaczom?
Uwielbiam się szczerze rozpłakać na czyimś koncercie albo czuć ciarki na całym ciele. Chciałabym aby słuchacze mieli bardzo silne emocje słuchając mnie. Chciałabym aby byli zaszokowani moją osobą, lekko nawet zirytowani i zdziwieni. Ale żeby to były na tyle mocne uczucia, że wciągną ich we mnie i nie pozwolą zapomnieć o tym wkurzeniu. Nie chodzi mi o wywoływanie kontrowersji i zwracanie na siebie uwagi, ale o zaproszenie do swojego świata. Nie chcę być zwyczajna, nie chcę po prostu odśpiewać piosenki i usłyszeć, że mam ładny głos. Chciałabym aby słuchacz wgryzł się w całą moją koncepcję na scenie, żeby pochłonęły go moje ruchy, mój strój i atmosfera. Najbardziej lubię jak ludzie przestają rozmawiać ze sobą, bo ciekawi ich co się wydarzy na scenie. Cisza jest dla mnie bardzo ważna.
Na PPA było pełne skupienie, towarzyszy Ci przy każdym koncercie?
Irytuje mnie, gdy występuję w kawiarni i słyszę jak dwie plotkary dyskutują na jakieś tematy i traktują mnie jak muzykę tła. Takie sytuacje niestety zawsze będą się zdarzały, ale moim zadaniem jest zmniejszyć ich ilość do zera. Chciałabym być na tyle wyrazista, aby ludzie odbierali mnie jako markę, jako całość i jako osobę, której się nie da podrobić. Jeśli ktoś się zaśmieje z mojego zachowania albo tekstu to jest mi miło. Jeśli ktoś się rozpłacze słuchając mnie to jestem wzruszona. Ale jak ktoś patrzy się na mnie w skupieniu i widzę, że zaczyna się zastanawiać, coś kalkuluje w głowie, być może mnie analizuje i odczuwa jakieś obce emocje to wiem, że osiągnęłam swój cel.
Co Ci dał udział w PPA?
Wyróżnienie na PPA i drugie miejsce na Grechuta Festivalu są dla mnie bardzo ważne, bo to moje pierwsze kroki działania jako Mery Spolsky, które zostały zauważone. Dlatego egoistycznie muszę się podpisać pod tym, że wszystko co osiągam jako Mery Spolsky jest dla mnie bardzo istotne, bo daje mi wiarę w swój projekt.
Jaki wyznaczyłaś sobie kolejny cel?
Największą nagrodą w moim życiu jest zakwalifikowanie się w tym roku do Opola do SuperDebiutów z własnym projektem Mery Spolsky. Podobnie jak z Osiecką, sama zabrałam się za aranżację utworu i udało mi się dostać na festiwal, o którym marzę od dziecka.
Trzymam mocno kciuki i kibicuję!
Przeczytaj także: Łapiąc chwile i dźwięki czyli #36PPA