Na to spotkanie czekałam długo. Katka pojawia się w Warszawie na chwilę, by zaraz wyruszyć w dalszą podróż, choć jak sama mówi, jeszcze nie zna nowego kierunku. Zapraszam na spotkanie z Katką.
Gdzie była Katka kiedy jej nie było?
Katki po prostu nie było i nie do końca jeszcze jest. Rok temu posypało mi się trochę z serca. Nawarstwiło się złych nowin, złych zdarzeń, złych konsekwencji. I schowałam się tam, gdzie mogłam. W domu. Całkowicie odstawiłam świat na bok i skurczyłam sobie przestrzeń. Teraz staram się dokończyć pewne historie i dać sobie szansę na nowy etap. Wrócić w obieg.
A co wydarzyło się w muzycznym świecie?
Od naszego ostatniego spotkania zagrałam w czterech miejscach. Najpiękniejszym z muzycznych momentów był dla mnie koncert w lubelskiej „Czarnej Inez”. Kasia Krzywicka i Anula Grzesiak, które zajęły się organizacją, stworzyły cudowną przestrzeń w dość eleganckiej restauracji. Była żywa trawa pod sceną, a w zielonych butelkach piwonie z ogródka Anuli. Ja siedziałam na krzesełku od pianina otulonym cytrynowym materiałem – trzy szarfy, „promyki” szły ode mnie przez stoliki do słuchaczy. Ale przede wszystkim, przyszło dużo bliskich mi osób, które w końcu odważyłam się zaprosić. Zawsze kryłam się z tym moim śpiewaniem, a to było takie szersze uchylenie drzwiczek do siebie.
Mam ogromne szczęście do ludzi. Jakoś tak zawsze jest, że wierzą we mnie i w to, co robię bardziej niż ja sama. I zwykle to od nich zaczyna się moje wychodzenie do „świata”.
Tym razem też tak było? Kto był inspiracją?
Tak, choć był to łańcuszek kilku decyzji i kilku napisanych i powiedzianych do mnie słów. Budzących mnie. Takim najmocniejszym impulsem było pewne spotkanie. Zanim całkowicie zdecydowałam się na zagranie recitalu, przypadkowo poznana kobieta, turystka z Belgii, z którą przypadkowo spędziłam cały dzień na krakowskich ulicach i która przypadkowo usłyszała, jak śpiewam kilka swoich piosenek, powiedziała mi: „your music will guide you and it will guide you to yourself”. I to było to, czego potrzebowałam, żeby pójść dalej. Niekiedy takie oczywistości są zagłuszane, zapominane na „amen”, choć stanowią sedno naszych wewnętrznych pragnień.
Muszę zapytać – kim jest ta tajemnicza turystka z Belgii?
Gdybym miała określić ją jednym słowem, powiedziałabym: inspirantka. Linsey przyjechała do Polski z Belgii z zamiarem intuicyjnego zwiedzania Krakowa. Trafiłyśmy na siebie na Kazimierzu. Ja robiłam zdjęcie papugom w oknie, a Linsey przestawiała stoliki przy kawiarni, żeby uchwycić w kadrze słowo „kawa” w różnych językach. Mnie, o dziwo, zapytała o zgodę 🙂 I tak się zaczęło. Okazało się, że obok jest „Czajownia”, a Linsey jest wielbicielką herbat. Wypiłyśmy razem dużo oczyszczającej zielonej herbaty i rozmawiałyśmy o życiu, inspiracjach, decyzjach, energii. Zapytałam Linsey co robi w życiu, odpowiedziała krótko: live. Rzadko mi się zdarzają takie spotkania, takie szybkie nawiązanie życzliwej relacji, otwarcia na drugą – zupełnie obcą – osobę. Spacerowałyśmy po Krakowie cały dzień, zjadłyśmy kanapki nad Wisłą, słuchałyśmy ulicznych grajków, zapalałyśmy świeczki w kościołach… i poszłyśmy na koncert Tomasza, bo ja właściwie po to do Krakowa przyjechałam.
Po długim czasie nieobecności zdecydowałaś się wystąpić w kawiarnio – księgarni „Między słowami”…
… i zagrałam recital pod tytułem „KatkOczko”, który składa się z kilkunastu autorskich piosenek. Zaśpiewałam trochę nowych utworów i te, które powstały bardzo dawno temu, a stale mi towarzyszą. Na gitarze wspierał mnie Tomasz Drachal, którego bardzo cenię jako człowieka i jako artystę. Tomek potrafi wyczuć nastrój moich piosenek i granie z nim zawsze mnie „niesie”. Poza tym Tomasz jest autorem słowa „katkOczko”, którym nazywam ten dziwny abstrakt-sprzęt wewnątrz mnie. „Katkoczko” to taki rejestrator chwil i projektor, który hula we mnie 24 godziny na dobę, ale nie zawsze na pełnych obrotach.
Co proponujesz słuchaczowi w nowych utworach?
Ciężko mi spojrzeć na to, co robię z zewnątrz. Piosenki są po prostu „katkowe” – nadal na smutno, niekiedy buntowniczo, niezmiennie z „serca”. Są wyrazem mojego odczuwania, szkatułkami emocji. Niewiele się zmieniło – piosenki są autorskie. Jeśli nie moje słowa, to zawsze autorska muzyka. Właściwie, to tylko jedna z piosenek powstała na bazie cudzego tekstu. Niedawno trafiłam na wiersz Ewy Lipskiej „Kombatanci miłości” i od razu mi zabrzmiał. Choć jest mało piosenkowy, to mieści w sobie dość czytelne dla mnie emocje.
Słowami, której z piosenek mogłabyś opisać uczucie, które teraz jest Ci najbliższe?
„Wyrzuciła, co miała i została z tym sama/Pokoik-kosmos, między futryną drzwi a oknem. Mała, mała… Fatamorgana./Wyrzuciła co miała, by zrewidować swe ciała-/ile innych wlepił w nią jedną losów pan./Wyrzuciła co miała – z każdym ciałem gadała./Ponoć w noc ciemną nie było jej aż tak wstyd.” Myślę, że ta najbardziej, choć to stara piosenka i nie śpiewałam jej nigdy publicznie. Tak naprawdę, ciężko wymienić jedną…Wszystko we mnie ma jakąś dziwną dynamikę i zawsze jestem gdzieś pomiędzy lirycznym „Okruchem”, a buntowniczym „Nagim”. Wyśpiewywane emocje są dla mnie bardzo aktualne, nie znikają po wyśpiewaniu, choć to na jakiś moment uspokaja, odkłada je, ale one są.
Obecnie czuję rozsypkę wszystkich doświadczeń i nieudolność w nazywaniu tego stanu. Jakbym była w stop-klatce emocji, w bezruchu i zawieszeniu. Trudno jest wtedy pisać cokolwiek, chyba, że bełkot. Ostatni koncert bardzo mnie „ożywił” (albo „odżywił”;)), ale tylko na chwilę. Potrzebuję więcej grać, żeby całkiem się wybudzić… albo choć budzić się na tych parę chwil.
A w życiu prywatnym koniec studiów – nowy etap czas zacząć…
Szczerze – nie mam pojęcia jak zacząć ten „nowy” rozdział. Póki co staram się pozytywnie zakończyć poprzedni. Wiem jedno – przez ostatni rok pozbawiałam siebie dzielenia się muzyką, nie chcę już takiego roku.
Czego w tym momencie mogę życzyć Katce?
Zdrówka. I żeby zagrała recital we Wrocławiu, ponieważ są tam dwie osoby, którym bardzo chciałaby zaśpiewać:)
Słów kilka o Katce:
„Katka, to artystka z wielką przyszłością – jeśli tylko w to sama uwierzy:) ale chyba jest na najlepszej drodze, bo kontynuuje działalność artystyczną, nie zrażając się trudnym, bądź, co bądź „rynkiem muzycznym” w Polsce. Śpiewa bardzo emocjonalnie, z głębią przeżywania, prawdziwie i pięknie, rozumiejąc o czym śpiewa, i starając się o zrozumienie słuchaczy… i to zrozumienie uzyskuje, a właściwie zdobywa. Właśnie między słowami, miedzy znaczeniami, podarowuje Katka słuchaczom cząstkę swej wrażliwości, delikatności, i co równie ważne – muzykalności… co może być choćby dowodem na to, że każdy może śpiewać, ale nie każdy – tak pięknie! ” Andrzej Rejman, kompozytor
„Kasię znam od paru lat, lecz dopiero w tym roku miałam okazję ją usłyszeć. Pamiętam jej próby, jak jeszcze mieszkałyśmy w akademiku. Zza drzwi słychać było tylko gitarę. Na koncercie usłyszałam pierwszy raz jej śpiew. Delikatny głos z przekonaniem wyśpiewywał słowa tęsknoty, radości i odwagi. Słuchając piosenek tych po polsku, jak również po angielsku, dziwiłam się jak świetnie ujmuje rzeczywistość. Miałam wrażenie, że czyta w myślach, tylko słowa były piękniejsze. Gra dwóch gitar podkreśliła jeszcze nastrój. Dobór instrumentów, niezwykły głos, osobowość Kasi oraz słowa mówiące o życiu, o tym co nas boli, daje radość i siłę, stworzyły unikalny i niezapomniany koncert. Słuchaczom pozostało ulec magii chwili i zatrzymać się, aby kontemplować.” Gosia Mąciwino, uczestniczka recitalu „KatkOczko”
Czytaj także: