Moja przygoda z Facebookiem rozpoczęła się wraz z wyjazdem do Anglii na Erasmusa (program wymiany studenckiej). Kilka tysięcy ludzi z całego świata przyjechało by przeżyć wyjątkowy rok. Jednoczył nas wspólny czas zabawy oraz zagadnienia studenckie. Nowy znajomy? Dodajmy się na FB. I już wszystko było jasne, że na kolejne spotkanie umówimy się na FB. I tak stworzyliśmy sobie swój wirtualny świat, który służył do wymiany informacji o kolejnej imprezie, wyjściu na miasto czy siłownie, aż do relacji zdjęciowej z każdego spotkania. Tak, to była główna atrakcja na FB: 10 rano. sms: widziałeś już zdjęcia z wczorajszej imprezy? Jeszcze nie było czasu by zjeść śniadanie a dokumentacja zdjęciowa już była. Miało to swój niepowtarzalny urok. Nie bez powodu przyjęło się mówić, że Erasmusi mają syndrom zdjęcia z „rączki”.
Zasada była jedna: każdy powód jest dobry by zrobić zdjęcie i podzielić się nim ze znajomymi. Ile miałam zdjęć w galerii po roku? Teraz trudno mi na to pytanie odpowiedzieć, ale jednego jestem pewna: galeria była większa niż wszystkie albumy domowe z ostatnich 5 lat 🙂 I dobrze, bo oprócz wspomnień, pozostały zdjęcia, które zawsze są najlepszą receptą na dzień smutaka (chyba wiecie o czym mówię). No dobrze – do puenty! Właśnie po powrocie do Polski (ciężkim przeżyciu) nastała wielka pustka także w wirtualnym świecie. Z dnia na dzień: zero zaproszeń na party w domu 42, zero planów na niedzielne ciasto i jego spalanie na siłowni itp. Jednym słowem – smutek. W pierwszej chwili miałam zamiar skasować swój profil bo niby po co mi taka fikcja?!? Fakt, pisaliśmy do siebie, ale częściej było to wyrażanie wielkiej tęsknoty za sobą, niż całonocne rozmowy.
I co się okazało? Facebook stał się dla nas miejscem wymiany muzyki. Czasami słuchamy tych samych hitów a czasami ktoś wrzuci perełkę ze swojego ogródka:) Najmilsze są momenty, kiedy okazuje się, że pomimo upływu lat, wzajemnie inspirujemy się muzycznie. Wrzucamy link na wala lub wysyłamy sobie muzykę w wiadomościach prywatnych: dzielimy się tym co nas łączy – muzyką i „dziełami”, które poruszają i zaskakują.
Tak sytuacja: PSYCHOKINO udostępniło nowy teledysk, obejrzałam, powiedziałam WOW i podesłałam w różne części świata. Usłyszałam: such an amazing movie! I już wiedziałam, że efektem tej sytuacji będzie nowy wpis. Nowy teledysk Dawida Podsiadło by PSYCHOKINO – dogłębnie porusza. Uczta dla ucha i oka.
Zobaczcie, poznajcie i koniecznie dajcie znać czy podzielacie moją/naszą opinię 🙂
Fot.Paweł Florczak
A ze mną Dorota Piskor – połowa PSYCHOKINO 🙂
Oglądając teledysk mam wrażenie, że każdy najdrobniejszy element jest na swoim miejscu. Jest dużo emocji i prawdy w tym przekazie.
Dzięki! Wkładamy dużo pracy w to, żeby całość trzymała się kupy. Najpierw wspólnie z Tomkiem zderzamy się pomysłami, powstaje scenariusz. Później dopiero zaczyna się cała zabawa, czyli preprodukcja. Wszystko to, co widać na ekranie, to nie zlepek przypadków, tylko owoc najpierw misternie uknutego, a potem konsekwentnie realizowanego planu.
Jak do tego doszło, że duet reżyserko-operatorski PSYCHOKINO podjął się produkcji teledysku Dawida Podsiadło?
Pracujemy wspólnie od roku, zrobiliśmy już kilka rzeczy (miedzy innymi klipy dla BOKKI i Sorry Boys). Dawid je zobaczył, spodobały mu się i w wyniku kolizji sprzyjających okoliczności dostaliśmy od Sony Music mejla z propozycja współpracy.
Od początku byliście pewni, że ten scenariusz najlepiej odda treść tej piosenki? Scenariusz początkowo miał zupełnie inny kształt i fabułę. Wymyśliliśmy kameralną, zamkniętą w czterech ścianach historię z bardzo mocną pointą, jednak okazało się, że Dawid wolałby zobaczyć na ekranie trochę mniej szorstką opowieść. Zmięliśmy więc papierek, wyrzuciliśmy go do śmieci i zaczęliśmy kombinować od nowa. Właściwie dobrze się stało – teraz nie wyobrażam sobie, żeby ten klip mógłby być opowiedziany w inny sposób.
Gdzie odbył się plan zdjęciowych?
Zdjęcia realizowaliśmy na dnie (prawie) wyschniętego stawu pod Warszawa i w okolicznym lesie. Kiedy tam wjechaliśmy z przyczepami dno żyło jeszcze własnym życiem, wiec bez pomocy cudownego Pana Janusza z Nadleśnictwa, a potem Pana Wincentego, którzy najpierw nas tam wepchnęli, a później wyciągnęli – nie dalibyśmy rady:)
Ciężko jest odnaleźć w teledysku Dawida. To nowy tor realizacji teledysków, bez obecności piosenkarza?
Nie wiem czy to nowy tor, wiem za to, że na pewno nasz:) Jesteśmy wychowani na filmie, nasze teledyski są fabularne, wiec to dla nas naturalne, ze grają w nich aktorzy. Ciężko przewidzieć jakie zdolności aktorskie maja artyści z którymi współpracujemy, utarło się wiec u nas, ze piszemy dla nich role epizodyczne. Wprawne oko fana zawsze odnajdzie ulubiona gwiazdę:)
Czy Dawid ingerował w trakcie nagrania?
Nie, Dawid nam w pełni zaufał. Zarówno podczas preprodukcji, zdjęć, jak i montażu oraz postprodukcji panowało miedzy nami pełne zrozumienie:)
Kogo zaprosiliście do współpracy?
Udało nam się skompletować najlepsza ekipę na świecie. Mistrzowska scenografia (zbudowana od zera na dzień przed zdjęciami) wyszła spod zręcznych łapsk duetu Lochoho, czyli Ewy Soleckiej i Agaty Lepackiej. Kostiumami zajęła się Kasia Stępień, a za charakteryzacje odpowiadała jak zwykle u nas Małgosia Jurkiewicz, z która powoli zaczynamy rozumieć się bez słów:) Jak zawsze na naszym planie nie mogło tez zabraknąć nieustraszonej gaferki Kasi Srednickiej i Waldka Węglewskiego – drajwera, który potrafi wszystko. Na tym planie po raz pierwszy zetknęliśmy się tez z Pawłem Florczakiem, fantastycznym, bezszelestnym fotosista, którego wprawne oko budzi zazdrość w niejednym operatorze… hihi. Poza nimi pomagała nam tez rzesza innych ludzi, bez których ten klip nie miałby prawa zaistnieć; Marzena Płońska, Kuba Majewski i wielu, wielu, wielu innych. Nie mogę tez nie wspomnieć o aktorach, którzy oprócz olbrzymiej dawki dobrej energii wykazali się też ponadprzeciętną odpornością na minusowe temperatury i błoto w każdej możliwej części garderoby.
Wielu po raz pierwszy usłyszy o Was poprzez ten teledysk. Co możecie o sobie powiedzieć?
Idealnie chyba spina nas do kupy tych kilka zdań, które wiszą na naszej stronie: PSYCHOKINO to Dorota Piskor i Tomek Ślesicki. Reżyserka i operator. Muzyka i film to rzeczy, które najbardziej na świecie sprawiają nam frajdę, więc je ze sobą połączyliśmy. Robimy klipy. Fabularne. Jest moc!