Od zawsze wiedziałam, że mam słabość do kosmetyków. Uwielbiam je wyszukiwać, testować i polecać znajomym. W rodzinie mam już ksywkę „specjalistki od nowości kosmetycznych”, ponieważ jak tylko znajdę superhit – wysyłam informację „MUSICIE TO MIEĆ”. Jeśli przy kolejnej rozmowie dowiaduję się, że moi drodzy nie mieli czasu zamówić/poszukać/kupić – wręczam je im przy najbliższej okazji. Kobiety z mojej rodziny bardzo doceniają moją aktywność, mężczyźni po kilku latach przymusowych testów 🙂 uśmiechają się jak dostają swoje ulubione kosmetyki!
Uświadomiłam sobie konsekwencję mojej wielkiej miłości do kosmetyków podczas ostatniej przeprowadzki. Usłyszałam hasło „jak przewieziemy ubrania i kosmetyki, to z resztą pójdzie już gładko”. I w ramach sprostowania muszę dodać, mam swoje ulubione, sprawdzone kosmetyki, których używam regularnie. Przyświeca mi jednak zasada 80/20. I w tych właśnie 20% mieszczą się moje eksperymenty. Też tak macie?
I kiedy nadszedł długo wyczekiwany weekend z kosmetykami naturalnymi Targi Ekocuda, nie mogłam sobie odmówić przyjemności wyszukania nowości, które nie tylko pięknie pachną, ale wykonane są z naturalnych składników.
Idąc na targi wiedziałam, że potrzebuję kupić dobry peeling. I choć wiedziałam jakie lubię, wybór był bardzo trudny. Finalnie o tym, że sięgnęłam po peeling solny Natural Secrets, zdecydował zapach. Obłędne połączenie wiśni z wanilią sprawiło, że nie mogłam oprzeć się pokusie zakupu. I już po przetestowaniu muszę Wam powiedzieć, że to był bardzo dobry wybór. Skóra pozostaje odświeżona i nawilżona, a w całym mieszkaniu unosi się piękny zapach. Jedyny minus jaki zauważyłam, to wiśnie, które pokolorowały mi wannę. Ale, czy przy takim produkcie, może to uznać za minus? Powiem Wam tylko tyle – kupię go po raz kolejny. Chyba się już od niego uzależniłam, ale ciiii 🙂
Sól do kąpieli = zapach + minerały + olejki eteryczne. Jestem na TAK! Właśnie taką znalazłam w Miodowa mydlarnia . Wybrałam zestawienie „Las o poranku”. Duże nagromadzenie olejków i minerałów sprawia, że zapach jest bardzo świeży i działa relaksująco. Każda kąpieli to ukojenie dla zmysłów. Marka oczarowała mnie swoją historią. Mąż dba o pasiekę pszczół, a żona z pyłku pszczelego produkuje kosmetyki. Wielkie brawa dla zgranego zespołu. Dzięki nim możemy się cieszyć z naturalnych i wyjątkowych kosmetyków.
Nowość nad nowościami – Bio Snail Serum serum ze śluzem ślimaka! Dużo czytałam o jego zastosowaniu i właściwościach, ale dopiero na Ekocudach znalazłam jedyny, który posiada aż 90% filtratu ze śluzu ślimaka. Stosuję ja, stosują moje przyjaciółki, o efektach napiszę więcej niebawem.
Co znajduje się w środku, i jakie ma działanie?
- śluz ślimaka (odżywia),
- aktywna woda ze śluzu ślimaka (uelastycznia),
- woda różana z Róży Damasceńskiej (tonizuje),
- kwas hialuronowy (przeciwstarzeniowy),
- ekstrakt z organicznej malwy (emolient o działaniu kojąco-wygładzającym),
- gliceryna roślinna, sok z aloesu i oliwa z oliwek (nawilżają).
Ponieważ latka lecą, szukałam kosmetyków naturalnych, które spowalniają proces starzenia się skóry. Wychodzę z założenia, że lepiej przeciwdziałać niż leczyć 🙂 I tak poznałam serię kosmetyków MILLE ULIVI. To była miłość od pierwszego spojrzenia. Moją uwagę przykuły piękne, drewniane opakowania. Podczas rozmowy dowiedziałam się, że są ręcznie wykonane przez włoskich rzemieślników z drewna oliwnego. Co ciekawe! Wzór nigdy się nie powtarza 🙂 ( na zdjęciu głównym dwie kremy od prawej strony). Druga informacja, która do mnie doszła i przekonała, że chce je przetestować, to fakt, że są produkowane we Włoszech. A że uwielbiam wszystko co Włoskie – wybór był prosty. A i jeszcze jedno – co najmniej 95% składników jest pochodzenia naturalnego. Testuję krem na noc i krem pod oczy, o efektach opowiem niebawem.
Do stoiska Svoje podeszłam, by zapytać tak po prostu, co mogę u nich kupić. W konsekwencji spędziłam na rozmowie ponad pół godziny. I totalnie zachwyciło mnie mydło masujące. Od razu widać, że ta kostka została zaprojektowana przez kobietę dla innych kobiet. Kto inny zna tak nasze potrzeby 🙂 Kostka z jednej strony ma część masującą z wypustkami, a z drugiej peeling kawowy! Rewelacja! Pachnie cudnie, nic dziwnego, ponieważ wyprodukowane jest z olejku rozmarynowego, lemongrassowego i kawy naturalnej.
Jestem pewna, że z 90 marek, które były prezentowane podczas targów, poznałam zaledwie 20%. Wiem, że wszystko jeszcze przede mną. Każda kolejna odsłona daję szansę na nowe odkrycia. Póki co, podrzucam Wam te, które poznałam, przetestowałam i śmiało mogę polecić.
A Wy, macie swoje ulubione marki, produkty – dajcie znać w komentarzu:)
fot. Katka Kotecka