fot. Anna Gondek
Chciałam napisać o marzeniach, a raczej o uczuciach, które im towarzyszą. Powiem więcej, chciałam ująć
w słowa ten wyjątkowy moment, gdy marzenia stają się rzeczywistością. Zadanie było dużo trudniejsze niż myślałam. Podchodziłam kilka razu do tego tematu, siadałam, pisałam i kasowałam. Każdy pomysł, któremu nadawałam kształt, po chwili trafiał do kosza. Bo tak jak nie ma jednej, najlepszej, niezawodnej recepty na szczęście, tak i nie ma jednego sposobu, by pisać o marzeniach.
Mówię: marzenie, myślę…
Jedni mówią głośno o marzeniach i je realizują, inni nieśmiało podejmują ten temat, jeszcze inni nie wiedzą, że mogą mieć marzenia. Brutalnie to brzmi, ale taka jest prawda. Dla wielu szczytem odwagi jest mieć marzenie.
A czym są marzenia? Dla mnie: receptą na uśmiech, chęcią życia, motywacją do działania. Nierozłączną częścią życia.
Mówię: realizuję marzenie, myślę…
Kiedyś myślałam, że warto mieć marzenia, tak po prostu, by o nich opowiadać, dzielić się z innymi, a nóż ktoś ma podobne. W tym samym czasie, jak tylko pomyślałam „chciałabym to robić, tam być”, od razu działałam, planowałam drogę do realizacji tego „chcenia”. Zamiast pytać, czy mogę – działałam. Rok temu usłyszałam, że marzenia to są projekty, które nie tylko można, ale trzeba realizować.
Zapraszam Was na spotkanie z sześcioma osobami, które znają smak spełnionego marzenia. Olka, Agnieszka, Katarzyna, Andrzej, Ania, i Magda opowiedzą o marzeniach, które zrealizowali, i o uczuciach, które im towarzyszyły w momencie, gdy to co wymarzone, stało się rzeczywistością.
Olka
Będzie o marzeniach, będzie o ich spełnianiu i jak zwykle prolog będzie przydługi (ale inaczej nie potrafię, nie chcę i się już chyba nigdy nie nauczę).
Wszystko tak naprawdę zaczęło się latem 2007 roku. Byłam wówczas studentką, która zamiast tkać wspomnienia gorących romansów
z Południowcami w zapierających dech plenerach Ibizy czy innej Majorki, w pocie czoła reperowała studencki budżet w fabryce za mniejszą wodą (teraz bym chyba jednak zdecydowała się na tych Południowców). Była to brytyjska fabryka czipsów (uprzedzam pytanie – dalej uwielbiam czipsy, prosto z pieca i koniecznie paprykowe). Moją codziennością były czipsy, ich pickowanie, pakowanie i stackowanie, pickowanie, pakowanie i stackowanie… i tak przez całą bożą noc (bo przez cały boży dzień te ziemniaki akurat mi się śniły).
I to właśnie wtedy, przy tej właśnie taśmie, nad tymi właśnie kartoflami, narodziła się niekoniecznie ziemniaczana myśl – myśl, która okazała się być tą przewodnią aż po dziś
*** moje życie nigdy nie będzie nudne ***
Matko, jakież to trywialne, pospolite i oklepane. Jakkolwiek dla Was schematyczne, tak dla mnie akurat kluczowe. Przez kolejne lata skrupulatnie i z żelazną konsekwencją Ewy Chodakowskiej dbałam, aby moich dni przypadkiem nie pokryła patyna rutyny. (uwaga, koniec prologu – zaraz nastąpi nieproporcjonalnie krótkie rozwinięcie i spektakularnie sztampowa puenta)
Rok temu przeszłam samą siebie i w końcu zrealizowałam swoje największe marzenie. Była to wielomiesięczna podróż z plecakiem po krajach Azji Południowo-Wschodniej (taka szalona jestem, a co?). Każdego dnia łapczywie wysysałam wszystkie soki ze szpiku życia (wyjątkowa obrzydliwa metafora). Kiedy jednak bańka euforii pękła po tysiącach kilometrów wojaży w okolicach Lotnisku Chopin’a (metafora zdecydowanie bardziej poetycka), to dopadł mnie niebezpieczny stan, jakże przez wielu wyczekiwanego, spełnienia i ta nieprzyjemnie łaskocząca myśl „Co teraz?”. No właśnie… nie mam wyboru i teraz gonię kolejnego króliczka… (tak tak, króliczek to ta kiepska jak kreacja Joli Rutowicz puenta).
Agnieszka Sztajdel, doktorantka EUI
Dorotka zapytała mnie, czy napiszę krótko o swoim marzeniu, które już się spełniło. Otworzyłam szeroko oczy, jakby ktoś zapytał mnie o stan konta bankowego. Przecież o tym się nie mówi i do tego mam 26 lat. My, szarzy Polacy niekrólujący na okładkach pism z plażami, o marzeniach, a raczej o ich spełnieniu (czas dokonany) zwyczajnie nie mówimy. Toteż upewniłam się: o marzeniu? A ona z pełnym optymizmem odpowiedziała: tak,
o jednym. I zaczęłam myśleć o tym jednym, a więc szczególnym marzeniu, które zostało spełnione do tego momentu. Wydaje się ono nieszczególne, bo nie wynalazłam lekarstwa na Parkinsona, nawet nie próbowałam. Nie odbyłam podróży dookoła świata. Nie jestem pierwszą kobietą na czele ONZ, choć jeszcze wiele przede mną. Nie wygrałam też w totolotka. Ale studiuję w moim wymarzonym kraju na wymarzonej, międzynarodowej uczelni. Z ludźmi z całej Europy, analizujemy sytuację polityczną UE i jemy moje wymarzone dania, starając się mówić w moim wymarzonym języku, patrząc na toskańskie wzgórza. Wydaje się wypracowane, a nie wymarzone. Ale nad marzeniami trzeba pracować. Nad wszystkimi. I kropka.
Katarzyna Selwant, psycholog olimpijski psycholog-sportowy.pl
Całe życie mam marzenia i konsekwentnie je realizuję. Opowiem o jednym marzeniu z dzieciństwa, które udało mi się, nie tak dawno, zrealizować. Bardzo długo wierzyłam w Świętego Mikołaja. Inne dzieci już mi mówiły, że on nie istnieje. A ja, pomimo wszystko wierzyłam, ponieważ tak bardzo chciałam czuć jego magię i moc. Wiedziałam, że mieszka w Laponii, wytrwale, co roku, pisałam do niego listy i pewnego razu dostałam od niego odpowiedź. Niesamowicie się ucieszyłam i wtedy postanowiłam, że muszę kiedyś do niego pojechać. Zrealizowałam to marzenie kilka lat temu, pojechałam z moim mężem do Laponii. Spotkałam się ze Świętym Mikołajem, zrobiłam sobie
z nim zdjęcie i powierzyłam mu kolejne marzenie.
Jak wspominam tamten dzień? To było niezwykłe przeżycie, wychodząc z tego spotkania, popłakałam się ze szczęścia. Upewniłam się, że bardzo dobrze, że w niego wierzyłam przez tyle lat i teraz wierzę nadal, bo on naprawdę istnieje!
Andrzej Tucholski, autor jestkultura.pl
Pytanie nr 1 – Jakie marzenie zrealizowałeś?
Napisałem, przetłumaczyłem i wydałem jednocześnie na dwóch rynkach książkę, której pisanie sprawiło mi przyjemność a literacko doceniło ją spore grono bliskich i ważnych dla mnie ludzi.
Pytanie nr 2 – Jakie uczucia, emocje towarzyszyły Ci w tamtym momencie?
Głównie zmęczenie, ale też i pomieszana z radością duma, że postawiłem przed sobą naprawdę spory cel
i udało mi się go osiągnąć 🙂
Anna Koss, organizatorka CreativeMornings
Realizacja marzeń jest jak solidny zastrzyk endorfin, dający wszechogarniające poczucie szczęścia
i pozytywnej energii do działania. Tak właśnie było w moim przypadku, kiedy dowiedziałam się, że wygrałam możliwość organizowania spotkań CreativeMorninigns w Warszawie i zapoczątkowania tego cyklu w Polsce.
Z drugiej strony, kiedy zrealizujemy marzenie, pojawia się pewnego rodzaju smutek, ponieważ przestaje już ono być marzeniem, a staje się rzeczywistością.
Na szczęście mam ich pod dostatkiem i teraz czas na kolejne!
Magda Bębenek, autorka ksiazkapolkapotrafi.pl
Przyznam szczerze, że miałam ogromny problem z odpowiedzią na to pytanie. Jest piątek, a ja od poniedziałku nie mogłam się zdecydować, które marzenie i które odczucia towarzyszące opisać. Mam to szczęście, że na hasło „spełnione marzenie” w głowie pojawia mi się bardzo wiele różnych obrazów: dostanie się na wymarzone studia, pierwsza podróż „na koniec świata”, propozycja świetnej pracy, napisanie książki, zakochanie na zabój –
i każdy z nich wywołuje inne emocje: ekscytację, spokój, ulgę, radość, strach, miłość, wdzięczność, gotowość do działania, stres, zawód, akceptację… Poczułam więc, że zamiast dzielić się jednym doświadczeniem, chciałabym podzielić się właśnie tym: każde spełnione marzenie smakuje inaczej. Są niczym przyprawy, które tworzą smak naszej potrawy. Może to właśnie dlatego jestem samozwańczą liderką spełniania marzeń?
„Bo lubisz jeść?” – Nie, bo uwielbiam, gdy życie jest przygodą. Zaskakującą, interesującą i rozwijającą. Słowem: smakowitą. Dlaczego więc tak wiele osób wybiera talerz z mdłą papką, gdy na co dzień możemy objadać się cudownymi smakołykami? Niezależnie od tego, czy Wasze smakołyki są pikantne, kwaśne, słodkie czy słone; tak duże, że zapychają żołądek na dwa dni czy idealne na malutką zakąskę; z kuchni polskiej czy zagranicznej; pałaszowane samotnie czy w towarzystwie – nie pozbawiajcie się przyjemności jedzenia. To znaczy, życia …
A czy istnieje większa przyjemność, niż spełnianie marzeń? 😉
Chętnie przeczytałeś/łaś ten wpis? Podziel się nim z bliskimi.
Ślicznie dziękuję,
Inspirantka
Przeczytaj także:
Smak spełnionych marzeń #2
Smak spełnionych marzeń #3
Smak spełnionych marzeń #4
Smak spełnionych marzeń #5
Smak spełnionych marzeń #6
Smak spełnionych marzeń #7
Smak spełnionych marzeń #8