Dwie kobiety, dwie inspirujące historie. Łapcie iskry motywacji!
Oddaję w Wasze ręce 7. odsłonę cyklu „Smak spełnionych marzeń”.
Przeczytałam kiedyś, że marzenie to jest coś magicznego, niedostępnego, coś takiego w chmurze, wyjątkowego. Pomyślałam – zgadzam się – ale ja marzenie zamieniam w cel. Może to mało romantyczne, ale tylko tak udaje mi się spełniać wszystkie marzenia.
Marzyłam o tym, aby mieć własną firmę. Chciałam spróbować po latach pracy w korporacji. Chciałam dowiedzieć się, jak to jest nie mieć szefa, który mnie nie rozumie, procedur, które mnie ograniczają i ludzi wokoło, którzy ciągną mnie w dół zamiast w górę. Moje marzenie zamieniłam w plan i wzięłam się do pracy. Moja firma „Jak Być Szczęśliwą Kobietą” nigdy nie zobaczyłaby światła dziennego, gdyby nie to, że marzenie zamieniłam w konkretny plan działania, zabrałam się do roboty i nie poddałam mimo wielu bardzo trudnych chwil.
Okazuje się, że gdy spełni się jedno marzenie, chce się więcej. Tak było w moim przypadku. Mówi się, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Tak było i nadal jest z moimi marzeniami. Jedno, które spełniłam spowodowało, że uwierzyłam w to, że mogę! Mogę spełniać marzenia i żyć po swojemu! No więc, jeśli mogę jedno, to może i drugie?
Obserwowałam wielu ludzi, którzy wydali swoją książkę. Jedną z nich napisał mój tata, potem również mój mąż, a ja miałam tyle do powiedzenia i podzielenia się z kobietami, które przestały wierzyć w siebie. Pewnego dnia pomyślałam, że to jest to, co chcę zrobić. Napisać swoją opowieść o tym, jak można zmienić swoje życie, że wszystko jest możliwe i że chcę swoją prywatną historię oddać innym kobietom, po to, aby uwierzyły, że one też mogą. Trwało to dwa lata. Pisałam nie tylko o sobie, ale też o kobietach, które przeszły ze mną cały proces style coachingu i faktycznie odmieniły nie tylko swój wygląd, ale też swoje życie. Wzmocniły pewność siebie, poczuły się wartościowymi kobietami, które zasługują na wszystko to, co najlepsze. Historii zebrało się naprawdę dużo. Istnych dowodów na to, że możemy dużo zmienić, jeśli tylko jesteśmy gotowe na zmianę. Zaraz przed świętami Bożego Narodzenia 2016 roku, odebrałam pierwsze kilkaset egzemplarzy mojej książki. „Jak Być Szczęśliwą Kobietą – 15 kroków”. Mój kolejny dowód na to, że można spełniać marzenia trafił do setek kobiet. I tu spełniło się marzenie nie tylko o wydaniu książki. Chciałam pomagać innym kobietom i to spowodowało, że nabrałam jeszcze większej siły i wiary we własne możliwości. Dodatkowo fakt, że książka sprzedaje się do dziś, spowodował, że wciąż mogę prowadzić swój biznes i myśleć o kolejnych marzeniach.
Jestem uczulona na zimę. Gdy robi się chłodno wszystko zaczyna mnie drażnić, swędzieć, zaczynam chorować i mój nastrój spada. Zawsze marzyłam o tym, aby móc na zimę wyjeżdżać do ciepłych krajów. No ale jak to zrobić, gdy pracuje się na etacie i urlop jaki można wziąć to dwa tygodnie? Kiedy zakładałam swoją firmę jeszcze o tym nie myślałam. To marzenie przyszło później, urosło na innych spełnionych marzeniach. Tych mniejszych i większych. Bo okazuje się, że spełnione marzenia to niczym gleba, na której rosną kolejne marzenia. To jak trampolina, na której można się odbić jeszcze wyżej.
I na tym nie koniec. To znów kolejne marzenie, które jako spełnione daje mi siłę na myślenie o kolejnych. Daje mi wiarę w to, że w życiu wszystko jest możliwe. Trzeba chcieć, trzeba dążyć do celu mimo trudności. I nigdy, ale to przenigdy się nie poddawać.
www.jbsk.com.pl
Aleksandra Jabłońska, Business Builder & Consulting
Swój pierwszy biznes założyłam odważnie mając zaledwie 19 lat. Plany związane z tym biznesem były wtedy zupełnie inne. Wraz z aktualnym partnerem mieliśmy prowadzić biznes, zgromadziliśmy niezbędne środki ciężko pracując od rana do nocy, odkładając życie na później… Niestety mój partner w maju – zanim zdążyliśmy otworzyć firmę, zginął w wypadku samochodowym. A ja… zostałam sama… z naszymi marzenia, bez grosza przy duszy – nie byliśmy małżeństwem, zgromadzone środki pozostały na jego koncie, ale obiecałam Mu, że będzie ze mnie dumny. Tak to się zaczęło. Dawid bardzo we mnie wierzył. Obudził we mnie przedsiębiorczą żyłkę.
Wtedy biznes poprowadziłam przez rok i wróciłam ze Szczecina do Poznania. Do tematu własnej firmy wróciłam po studiach.
Odkąd pamiętam, marzyłam, by pomagać ludziom. Stąd kierunek studiów na UAM w Poznaniu: Doradztwo Personalne i Zawodowe. W tak zwanym „międzyczasie” sama walczyłam z nadwagą i szukałam skutecznego sposobu na atrakcyjną sylwetkę i zdrowie. Rozpoczęłam zatem dodatkową ścieżkę edukacji – doradztwo żywieniowe. Pierwszy mój biznes to „Gabinet Masażu”.
Okres studiów był dla mnie czasem intensywnej pracy i wzmożonego poszukiwania siebie. Zdobywałam doświadczenia z zakresu sprzedaży, pracy z wymagającym klientem, marketingu. Kończąc studia spełniałam swoje marzenie, otwierałam Centrum diety i masażu na zlecenie, w którym później podjęłam pracę. Po ok 16 miesiącach doszłam do wniosku, że jestem stworzona, by być wolnym strzelcem. Nie lubię, gdy ktoś podcina mi skrzydła. Wyznaję zasadę, że wolę spróbować i wiedzieć, że się nie udało, aniżeli nie próbować i żyć w nieświadomości swoich możliwości.
Od początku głoszę w moich firmach hasło „Możesz! Potrafisz!”. Jestem autorką serii poradników motywujących do zmiany „Możesz Potrafisz” – drugi ma premierę pod koniec tego roku. Na ten moment powołałam do życia 6 marek, które prężnie rozwijam i doprowadzam do systemów franczyzowych. Niektórzy uważają, że gdy się robi wiele rzeczy to znak, ze nie jest się dobrym w niczym. Jednak gdy prześledzimy sylwetki ludzi sukcesu – np. Tony Robins (ma też kilka firm 🙂 ), to okazuje się, że jest to możliwe i żadna z firm na tym nie traci. Milionerzy głoszą, że zawsze powinno się mieć kilka alternatyw generowania przychodu – ja tej zasadzie hołduję.
Pomogłam setkom kobiet stracić zbędne kilogramy i zmienić ich sposób życia na lepszy. Wsparłam dziesiątki kobiet w otwieraniu ich firm z marzeń. Przeszkoliłam dziesiątki osób z zakresu sprzedaży relacyjnej & marketingu partnerskiego. Pod koniec zeszłego roku pokonałam poważną chorobę i mimo trudności urodziłam wspaniałą córeczkę Anastazję.
Od czasu, gdy jestem samodzielnie działającym przedsiębiorcą mija w sierpniu tego roku 5 lat. Te 5 lat, dla mnie w odczuciach to ok 15. Z czego ostatnie 2 to wzrost i jazda bez trzymanki w spełnianiu własnych marzeń.
Zakończę moją historię wspaniałym zdaniem, które ostatnio usłyszałam od Mateusza Grzesiaka:
Każdy powinien zrozumieć, że to nie pieniądze dają nam poczucie bezpieczeństwa, ale nasze umiejętności. Gdy jesteśmy ich świadomi, rozwijamy je i pielęgnujemy, zawsze znajdziemy osoby, które będą nam w stanie za nie bardzo dużo zapłacić.
Ja jeszcze dodam od siebie, że gdy kochasz to, co robisz, jesteś w tym po prostu NAJLEPSZY!
Przeczytaj także: