Wstąpiłam na chwil kilka do „Sklepu z pamiątkami”
Kasi Kmity. Wystawa, która gościła w Warszawie pod dachem Galerii Kordegarda zainspirowała mnie, by poznać autorkę. Podczas spotkania przy aromatycznej kawie zadałam kilka pytań, usłyszałam historię, którą dzielę się z Wami.
Wycinanki kojarzą mi się z beztroską dzieciństwa. Pani jednak sięgając po tę formę wyrazu podjęła ważny temat
Próbowałam wyrażać swoje przemyślenia, spostrzeżenia za pomocą różnych technik plastycznych. Jestem z wykształcenia malarką i mogę powiedzieć, że żadna technika nie jest mi obca. Zawsze jednak staram się wybrać formę, która pozwoli mi najpełniej się wypowiedzieć. Dlatego chcąc opowiedzieć o przemianach społeczno-kulturowych, pokazać tę wielobarwność, która przyszła z Zachodu do Polski po 89 roku, wycinanka wydała mi się jedynym, słusznym wyborem.
Dlaczego właśnie wycinanka?
Po raz pierwszy zrobiłam wycinankę w 2004 roku na Przegląd Sztuki „Survival”. To wystawa, która corocznie odbywa się we Wrocławiu. Po tej prezentacji powstały kolejne wycinanki. To dla mnie ciekawa forma, której używam do przelania swoich odczuć na płaszczyźnie. Tutaj liczą się kolory, różnorodne kształty, elementy.
Patrzymy na wycinanki i co widzimy?
Elementy popkulturalne, które trafiły i trafiają do nas w okresie przemian, wpisałam w tradycyjne wycinanki, które są częścią folkloru. To jest bardzo ciekawe jak kraj, który był w głębokim komunizmie, powoli przechodzi na drugą stronę kurtyny. Tym bardziej, że ja dokładnie pamiętam jak się żyło w szarych, ponurych czasach. Pamiętam też pierwsze sklepy, kolorowe wystawy, entuzjazm ludzi. Mnie – jako artyście – ciężko jest przejść obok tak ważnych przemian bez utrwalenia ich w swoich pracach. Za pomocą wycinanek rejestruję zmieniającą się rzeczywistość.
Która z historii powstania wycinanki jest najbliższa?
Gdybym miała wskazać jedną to myślę, że wybrałabym moją najnowszą pracę – „Billboard”. Pokazuje format tak zwany europejski 504 cm x 238 cm, do którego my Polacy dążymy, do którego jest nam coraz bliżej. W ten format wpisałam postać z japońskiej bajki.
Szczerze mówiąc nie rozpoznaję tego stwora
Ja też go do tej pory nie znałam J Poznałam go przez przypadek podróżując po Internecie. Szukałam kanału telewizyjnego, by obejrzeć program wnętrzarski. W tym celu wpisałam jego nazwę w wyszukiwarkę i – ku mojemu zaskoczeniu – zamiast upragnionego linku pojawił się właśnie ten potwór, bohater japońskich bajek. Zaintrygował mnie, dlatego wyruszyłam na dalsze poszukiwania. Okazało się, że jest on już postacią popkulturową, przerabianą przez wielu twórców podobnie jak Hello Kity czy Klocki Lego.
Przypadkowo spotkany w Internecie stwór stał się inspiracją?
Dokładnie tak. Tak jak dla wielu artystów muzą była naga modelka, czy uwodzicielska kobieta, tak dla mnie muzą są postacie popkulturowe. To fascynujące, że bohaterowie bajek, wytwory ludzkiej wyobraźni, towarzyszą nam w życiu codziennym. Krótko ujmując, ożywiono ich poprzez bajki, gry, gadżety.
Mamy billboard a także dużo napisów, które wręcz osaczają naszego bohatera…
Napisy są także częścią naszej rzeczywistości, otaczają nas z każdej strony. Stały się dla nas tak powszechne, że nawet jak ktoś poprzestawia litery, to potrafimy je odczytać. Słyszałam o bardzo ciekawym eksperymencie, w którym przedstawiono uczestnikom dwa zbiory: liści drzew oraz napisów, logotypów i produktów . Zadanie polegało na przyporządkowaniu liściom nazw, a markom logotypów. Jak nie trudno się domyślić, logotypy znamy doskonale, zaś ze znajomością nazw drzew mamy duży problem. I mnie osobiście wynik tego eksperymentu nie dziwi. Tak jak kiedyś wychodząc na spacer podziwialiśmy drzewa, liście i parki, tak teraz nawet podczas relaksującego spaceru widzimy dookoła reklamy.
Taki fakt budzi Pani rozczarowanie czy akceptację?
Akceptuje otaczającą nas rzeczywistość. Tego właśnie chcieliśmy – wyjść z ciemnego komunizmu i zasmakować życia na wyższym poziomie cywilizacyjnym. I to jest właśnie to, czego pragnęliśmy. W tej oprawie moja wycinanka przestaje być ludowa, nabiera elementów współczesności. Popkultura jest ludowością, wszystko popularne jest ma swoje odzwierciedlenie w ludyczności. Dawniej były to wsie. Teraz nawet w miastach jest spora część ludzi, którzy żyją światem popkultury, tym co jest dla wszystkich, co jest łatwe i popularne.
Wycinanki przedstawiają przemiany jakie zaszły w Polsce po 1989 roku.Czy ich przekaz jest zrozumiały za granicą?
Decydując się na pierwszą wystawę swoich prac poza granicami Polski przyznaje się, że miałam obawy. Bałam się, czy to, co chcę przekazać za pomocą wycinanek, spotka się ze zrozumieniem. Tym większa była moja radość kiedy ludzie podchodzili do mnie i widać było zrozumienie. Wniosek jest jeden, Europa to jeden duży kraj. My – Europejczycy mamy wspólną płaszczyznę kulturowa, łączą nas między innymi marki, firmy, filmy, sztuka, muzyka. Poza tym każdy kraj ma swoją tożsamość. I to przenikanie się dwóch światów jest dla mnie fascynujące.
Kończąc naszą rozmowę zapytam co poza światem popkultury Panią inspiruje?
Młodzież. Jeszcze nigdy młodzi ludzie nie mieli tak dużo do zaoferowania starszemu pokoleniu. Patrzę na mojego nastoletniego syna i jego kolegów, którzy uczą starszych ludzi obsługi komputera i jestem pod wrażeniem. Świat techniki rozwija się tak szybko. Młodzi ludzie już od najmłodszych lat mogą dać coś z siebie. Nowe pokolenie zawsze wprowadza coś szokującego i to mi się bardzo podoba. Tworzenie nowości polega na przekraczaniu granic, tylko dzięki takiemu działaniu świat popychany jest do przodu.
Zapraszamy na najnowszą wystawę Kasi Kmity MUST HAVE IT do Wrocławia.
Kasia Kmita urodziła się w 1972 r. w Nowej Rudzie, jest absolwentką wrocławskiej ASP gdzie uzyskała dyplom z malarstwa. Brała udział w licznych wystawach indywidualnych oraz zbiorowych w kraju i zagranicą m.in. w Berlinie, Pradze, Amsterdamie, Londynie, Budapeszcie. Ostatnio jej prace można było zobaczyć na ekspozycji „New Art. from Poland and Beyond” w Londynie, oraz na indywidualnej wystawie „Sklep z pamiątkami” w warszawskiej galerii Kordegarda. Jest laureatką m.in. „Nagrody Konkursu im. Eugeniusza Gepperta”, 1998 r., biennale „Rybie oko 4” w Słupsku oraz wyróżnienia magazynu TVP „Łossskot” dla najciekawszych postaci kultury 2007 roku. Jest tegoroczną stypendystką Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Mieszka i pracuje we Wrocławiu.