Anię poznałam osobiście na jednym z warsztatów. Błyskotliwa, zaskakująca, bardzo kobieca, a przy tym zjednująca sobie ludzi. Już wtedy wiedziałam, że chcę napić się z nią kawy i pozagłębiać w tematy fotografii, na których zna się jak nikt inny. Teorii nie potrafię zweryfikować, ale czucie, mówienie i efekty jej działań, mówią same za siebie. Aha i jeszcze jedno – jeszcze nigdy nie spotkałam osoby, która tak pięknie potrafi wypowiadać słowo „dziękuję”. A to niebywała sztuka. Poznajcie Anię Gondek.
Właśnie wracasz z sesji. To jedna z tych kreatywnych, czy odtwórczych?
Tym razem raczej to drugie. Przewidywalnie, ale jednak interesująco.
Jakie zlecenia przyjmujesz bez cienia zastanowienia?
Takie, które pozwalają dać mi coś z siebie. Kreatywność w pracy daje mi dużą przyjemność.
Kiedy masz pełną swobodę wyrażania siebie poprzez zdjęcia?
W podróży, kiedy jadę daleko. Jestem wtedy sama ze sobą, mam wyostrzone zmysły i wchodzę w taki stan całkowitej integralności fotograficznej, nazywany przez niektórych po angielsku ‘flow’. Wtedy też czuję, że w pełni jestem sobą. To taka całkowita wolność.
Mam wrażenie, że cała żyjesz fotografią. Pamiętasz jeszcze świat bez aparatu w ręce?
Świat bez aparatu – a taki istnieje?(śmiech) Rzeczywiście, fotografia jest dla mnie bardzo ważna. Może dlatego, że jest to głęboka i złożona obserwacja świata, której bardzo potrzebuję dla zrozumienia mechanizmów, schematów i systemów, w jakich wszyscy żyjemy.
Jak odkryłaś swoją pasję?
Zaczęło się od tego, że mój tata interesował się fotografią, miał słynnego Zenita, i zorganizował w domu ciemnię. Razem z braćmi odkryliśmy te skarby i zaczęliśmy robić zdjęcia, które następnie wywoływaliśmy
w ciemni na strychu. Traktowaliśmy to jako zabawę. Jednak już wtedy czułam, że to jest coś niezwykłego
i ważnego dla mnie.
Choć muszę się też przyznać, że choć od dawna jestem nieźle zakręcona na punkcie fotografii, to mam też swoją drugą wielką miłość, którą jest muzyka. Po prostu tak się zdarzyło w moim życiu, że świat fotografii otworzył przede mną szeroko ramiona i zaprosił mnie do działania. Trudno było odmówić. (śmiech)
Pamiętasz swoje pierwsze zdjęcie?
Tak, i uważam je za najlepsze, jakie zrobiłam. Jest bardzo intuicyjne, proste, ale piękne. Tam nie było wiedzy, była czysta intuicja.
Trudno jest odłączyć się od wiedzy i działać pod wpływem intuicji? Czy to na takim etapie jest w ogóle możliwe?
Czysta intuicja ma wielką siłę. Po wypracowaniu techniki i zgromadzeniu dużej wiedzy, przychodzi moment, kiedy zaczyna się doceniać intuicję, która jest po prostu genialna. W mojej pracy zauważyłam, że czasami ona sama się włącza. Jak robię dużo zdjęć i wchodzę w rytm, to przestaję analizować – zaczynam działać bez planowania. Najlepszym tego przejawem jest moment, kiedy na obrzeżach mojego pola widzenia wydarzy się coś zupełnie niespodziewanego i dynamicznego. Wtedy automatycznie, w przeciągu ułamka sekundy, odwracam się
i naciskam spust migawki. Łapię ten moment trochę jakby z pominięciem świadomości. Zawsze jestem tym bardzo mocno zaskoczona.
Jak pasja stała się Twoją pracą?
Już od szkoły średniej byłam proszona przez znajomych o zrobienie im zdjęć. Znajomym bardzo się podobało, jak ich obrazuję. Na studiach zaczęłam łapać pierwsze zlecenia. Uczyłam się sama. Po jakimś czasie pojechałam na warsztaty do fotografa, który mnie inspirował. Wybrałam sobie również studia, które uważałam, że mnie rozwiną. Idąc na studia szukałam wydziału fotografii, ale żaden mi nie odpowiadał, więc wybrałam architekturę. Wyszłam z założenia, że jak rozwinę się intelektualnie i graficznie, to będę lepszym fotografem. Tak to sobie wymyśliłam i ten plan zrealizowałam. I działa. (śmiech)
W którym momencie fotograf nadaje zdjęciu swój charakterystyczny styl?
Już od pierwszej sekundy. Moment wyboru tematu i kadru już jest podpisem pod zdjęciem. Bo to wszystko odbywa się w głowie. To jak myślisz widać w Twoich pracach.
Pamiętasz moment, który stał się przepustką do pracy nad dużymi projektami?
To było zaraz po studiach. Wróciłam do Polski po rocznym stypendium, obroniłam pracę dyplomową
i zorganizowałam wystawę podsumowującą moje fotograficzne dokonania z lat studiów. Okazało się, że na otwarciu wystawy pojawiła się osoba z branży filmowej. Stwierdziła, że pięknie fotografuję ciało ludzkie. Akurat producenci poszukiwali fotografa, bo poprzedni się nie sprawdził. I tak otrzymałam propozycję pracy przy bardzo dużym projekcie filmowym. Oczywiście chętnie się zgodziłam, choć w tamtym momencie, tak naprawdę, nie miałam pojęcia czym zajmuje się fotograf na planie filmowym.
Ty inspirujesz swoją fotografią, a Ciebie co inspiruje? Jak się rozwijasz, by mieć czujność, uważność na ludzi?
Uważam, że w życiu, a także w fotografii, wszystko zależy od tego, co mamy w swojej głowie. Pytania, które sobie stawiamy, wątpliwości, które czujemy, inspiracje, które czerpiemy, popychają nas do działania, dają nam energię i wyznaczają kierunki. Jak się rozwijam? Przede wszystkim jestem czujnym obserwatorem świata i ludzi. Dużo czytam, namiętnie rozwijam świadomość, próbuję żyć jak najbardziej aktywnie. Podpatruję wielkie osobowości ze świata fotografii i muzyki. Pracując, cały czas się uczę i odkrywam świat.
Każdy potrafi zrobić zdjęcie, jednak niewielu potrafi to zrobić dobrze. Czym w Twoim rozumieniu jest fotografia?
Fotografia jest obserwowaniem życia, uczeniem się o życiu, ale także wyrażaniem życia. Jest kolejną ze sztuk opisującą świat i człowieka.
Co dla siebie czerpiesz z bycia fotografem?
Przyjemność. Mądrość. Piękno. Takie zupełnie proste, ale esencjonalne rzeczy. Myślę, że kiedy robimy w pracy to, co lubimy oraz kiedy jesteśmy z ludźmi, których kochamy, to mamy po prostu dobre życie. To daje sporą energię, kontakt z prawdziwym sobą i pozwala cały czas iść do przodu.
Chętnie przeczytałeś/łaś ten wpis? Podziel się nim z bliskimi.
Ślicznie dziękuję,
Inspirantka