Z tekstem: nie brzmisz jak z Polski, po raz pierwszy spotkałam się kilka lat temu. Został skierowany do grupki młodych Polaków, z którą spędzałam w Anglii cudowny studencki czas. To było jedno ze standardowych spotkań, miejsce zabawy House 42, godzina 22:00, każdy przychodzi ze znajomymi, zajmuje pierwsze wolne miejsce, bo wie, że zaraz zmieni je na kolejne wolne. Dowcipy, opowieści z życia uczelni, porównywanie tradycji krajów, z których pochodzimy i snucie planów na przyszłość. W tej całej studenckiej otoczce najlepszy był międzynarodowy klimat. Poza małymi wyjątkami można powiedzieć, że spotykaliśmy się jak równy z równym, aż do momentu kiedy z ust holenderskiego kolegi padło hasło: nie brzmicie jak z Polski! Widząc nasze zdezorientowane miny, pociągnął temat dalej: Byłem pewien, że w Polsce to wielka bieda panuje, ludzie nie mają samochodów, a co dopiero, by ludzie płynnie po angielsku mówili! Zapanowała dziwna cisza. Komentarz był zbędny. Wróciliśmy do rozmów z resztą grupy, tak, w języku angielskim. Od tego momentu wręcz alergicznie reaguję na hasło: nie brzmisz jak z Polski! Od razu chciałoby się zadać pytanie: skoro nie jak z Polski to jak? Co to właściwie znaczy brzmieć jak z Polski?
Dlaczego o tym piszę? Byłam ostatnio na koncercie młodego polskiego zespołu i z każdej strony słyszałam stwierdzenie: nie brzmią jak z Polski. Wspomnienia i wkurzenie z czasów studenckich wróciło. Tak jak melodie przenoszą nas w czasie, tak i pewne słowa powodują podobne reakcje.
Przypomniałam sobie, że to nie pierwszy raz, kiedy słyszę, by ktoś kierował takie słowa pod kątem muzyków. Mam na myśli szczególną trójkę. Jestem jej wielką fanką, choć jej brzmienia są totalnie inne, a stylistyka bardzo eksperymentalna. Pozwólcie, że ich Wam przedstawię:
Kari Amirian – nie lubi mówić o tym jaką muzykę wykonuje. Twierdzi, że określanie jej twórczości, jest zbędne. Podróżuje, odwiedza różne zakamarki muzyczne i eksperymentuje. Świadoma wokalistka, wykształcona muzycznie, wydała swoją pierwszą płytę w momencie, gdy była na nią gotowa. Stała się wielkim hitem, a ona sama okrzyknięta „objawieniem muzycznym”. Słuchając jej muzyki, oglądając jej teledyski doświadczacie zaledwie 40 % tego co w niej drzemie. Jej koncerty pełne są niespodzianek. Te, na których ja byłam, były wręcz spektaklem światła, dźwięków, różnych instrumentów. Magia.
The Dumplings – o tej dwójce już pisałam tuż po ich głośnym debiucie. W momencie, kiedy startowała ich muzyczna kariera. Trzymają poziom, robią wszystko po swojemu, na koncertach porywają ludzi, w teledyskach budują abstrakcyjne historie. A na wycieczki do Warszawy jeżdżą z dużymi plecakami. Tak, spotkałam ich niedawno na Powiślu. Wyglądali na dwójkę studentów, którzy przyjechali na studia. Czy się zmienili? Fryzury mają bardziej zaplanowane i stroje sceniczne lepiej dopasowane. Wciąż są spójni i autentyczni. Wciąż, niezmiennie, mocno kibicuję!
KAMP! – jeszcze nie wiele o nich wiem, poza tym, że świetnie brzmią i potrafią roztańczyć publiczność. Dla mnie brzmienia podobne do tych, które towarzyszyły mi podczas studiów w Anglii. Przy takiej właśnie muzyce, siedząc w pobliskich kawiarniach, pisałam swoją mgr, polecam, dają poweraJ Na takich koncertach bywałam. A tak serio, to ostatnio byłam na ich koncercie i totalnie mnie kupili. Więc teraz męczę sąsiadów ich muzyką. Myślę, że polubili, bo skarg nie było:)
fot. Anna Gondek
A Wy spotkaliście się z powiedzeniem, że ktoś nie brzmi jak z Polski?
Dajcie znać w komentarzu pod wpisem. Chętnie poczytam.
Ślicznie dziękuję:)
Inspirantka