Wrocław. Kolebka piosenki aktorskiej. Występ na tamtejszej scenie – marzenie wielu młodych artystów. Bycie na widowni – niezapomniane doświadczenie.
Od wielu lat znajomi tak reklamowali mi Przegląd Piosenki Aktorskiej. W tym roku postanowiłam tam pojechać i sprawdzić czy mają rację. Usiadłam na widowni, wytężyłam słuch i wzrok – oddałam się bez reszty muzyce. Momentami było nudno, bywało, że zastanawiałam się czy ja na pewno jestem pod właściwym adresem. Na szczęście, większość czasu spędziłam z uśmiechem i wypiekami na twarzy. Emocje były i to właśnie w nich tkwiła moc.
Największym rozczarowaniem był konferansjer i jego towarzysz tzn. turbo konferansjer. Przez większą część spotkania przymykałam na to oko. Jednak nadszedł moment kulminacyjny i sam Grzegorz Halama (bo o nim niestety mowa) rozwiał moje wątpliwości mówiąc: Wziął człowiek kredyt we frankach, to teraz musi prowadzić takie imprezy jak ta. Pewnie to miał być dobry żart, a podobno w każdym żarcie jest odrobina prawdy. Ten, jak dla mnie, zawierał jej w sobie aż 100%.
Trzy osoby, spośród 23 występujących na scenie, zrobiły na mnie piorunujące wrażenie. Jeśli w tym momencie troszkę przesadziłam, to z całą pewnością mogę powiedzieć, że weszłam w zaproponowany przez nich muzyczno-liryczny świat.
Mery Spolsky– od pierwszego dźwięku, od pierwszego spojrzenia – osobowość sceniczna. Z każdą kolejną piosenką moja ciekawość wzrastała. Wyrazista osobowość, przemyślany wizerunek sceniczny, nic tu nie było przypadkowe. Mieszanka nieprzewidywalnych dźwięków z elementami aktorstwa, istna zabawa z widzem. Jestem pewna, że sam fakt, iż śpiewała piosenkę 'Kiedy mnie już nie będzie’ Seweryna Krajewskiego do słów Agnieszki Osieckiej, na wstępie dał jej dużego plusa. Jednak jej nowoczesna interpretacja zaskoczyła mnie totalnie.
Wiecie, to takie uczucie dobrej ciekawości, które sprawia, że wracacie do domu/hotelu I szukacie w sieci więcej jej muzyki/twórczości. Poszukałam, znalazłam, posłuchałam I upewniłam się, że na jej koncert chętnie bym poszła.
Maciej Musiałowski – niepozorny blondyn, który rozsadził scenę. Młodość, spontaniczność, energia – po tym go poznacie. Pięknie stworzył klimat wokół własnej osoby. Bardzo emocjonalnie zaśpiewał piosnekę swojego autorstwa. Diament, któremu muzyka w duszy gra, zahipnotyzował mnie. Tylko… szlif wokalny niezbędny.
Weronika Kowalska – jej występ, to dla mnie kwintesencja właściwego doboru repertuaru i umiejętne zaprezentowanie całego wachlaża możliwości. To było istne aktorskie arydzieło. Po jej występie nie pamiętałam czy była ładna, ciekawie ubrana, nie pamiętałam jej – w głowie miałam postacie, w które się wcieliła, trzy kreacje aktorskie, pełne różnorodnych emocji. Była siła, energia,następnie sentymentalność i delikatność, po czym na scenie zagościło istne szaleństwo. Młodość, energia i niezwykły potencjał!