„Są takie osoby, które raz poznane zostają niezapomniane” – znacie to powiedzenie? To pierwsze zdanie, które przyszło mi na myśl jak rok temu, po dłużej przerwie, spotkałam się z Asią we Wrocławiu, podczas Przeglądu Piosenki Aktorskiej. Była tak samo uśmiechnięta i szalona jak ją pamiętałam z czasów lubelskich 🙂 Tak, poza miłością do muzyki, łączy nas miasto studiów – Lublin. Właśnie wtedy dowiedziałam się, że przeprowadziła się do Warszawy i spotkanie przy kawie jest wręcz na wyciągnięcie ręki. Jak się okazuje, to była tylko teoria – w praktyce spotkałyśmy się po roku. Ale co to było za spotkanie:):):) Przez kolejne dni chodziłam z olbrzymim uśmiechem na twarzy – tak! ona ma w sobie TAKĄ energię, a co ważniejsze – potrafi się nią dzielić z innymi:)
Zamiast opowiadać – zapraszam Was na spotkanie z Joanną Ewą Zawłocką – kobietą o WIELU OBLICZACH i OGROMNYM SERCU:)
Od roku mieszkasz w stolicy. To kolejny punkt na Twojej mapie?
Zawsze marzyłam o tym, by mieszkać w różnych miejscach. I nie mam tu na myśli tylko miast. Mieszkając 7 lat w Lublinie przeprowadzałam się 10 razy. Każde miejsce daje mi nowe możliwości poznania tkanki miejskiej. Korzystam z tego póki mogę:)
Skąd jesteś?
Nie mam problemu z określeniem, gdzie jest mój dom, ale odpowiedź jest zwykle długa:)
A sercem?
Jestem z Łomży. Ale czuję też, że jestem z Lublina. Mam chyba duże serce 😉
W czym tkwi wyjątkowość tego miasta?
W ludziach i ich podejściu do życia. Wiesz, jak w Warszawie kogoś pytam czym się zajmuje, on traktuje pytanie bardzo serio i zaczyna godzinny wykład o sobie! Autoprezentacja dopracowana do perfekcji. Najczęściej słucham uważnie i zadaję sobie pytanie: gdzie ja (kurde) jestem? W Lublinie to było tylko pytanie zaczepne. Rozmawialiśmy głębiej o życiu, bez „peanów” o sobie samym. Tam wszyscy żyją tak blisko siebie. To jest niesamowite.
Pamiętasz jeszcze swoją pierwszą pracę?
Pewnie, to było całkiem niedawno. Postanowiłam szukać w Internecie. Pierwsze ogłoszenie jakie zobaczyłam dotyczyło opieki, a szukali silnej, wysokiej i uśmiechniętej osoby. Od razu się nim zainteresowałam, stwierdziłam, że to idealna praca dla mnie. Wiedziałam, że to będzie duże wyzwanie, ale czułam, że chcę je podjąć.
Mówisz tajemniczo. Na czym ta praca polegała?
To była opieka nad panią Izą, która poruszała się na wózku. Dużo jej zawdzięczam, to ona nauczyła mnie jak to jest być kobietą bez kompleksów. Pomimo swojej choroby, miała totalnie rozkochanego w sobie męża i była szczęśliwą kobietą. Powtarzała mi codziennie, że powinnam dziękować za życie jakie mam, bo jest wyjątkowe.
Praca, o którą teraz się ubiegasz, także związana jest z pomocą innym.
Marzyłam o niej od dawna. Mój znajomy dużo mi o niej opowiadał. I jak tylko zobaczyłam na Facebooku informację, że ruszyła rekrutacja do Fundacji Czerwone Noski – Klown w szpitalu – od razu napisałam maila, że ja bardzo chcę, pragnę i zrobię wszystko, by najlepiej jak mogę pomagać dzieciom. Załączyłam CV i wysłałam. Dopiero później przeczytałam jakie były wymogi 🙂
Każdy może zostać klownem?
Wbrew pozorom to bardzo trudna praca i rekrutacja trwa długo i nie należy do najłatwiejszych. Na pierwszym etapie zaproszono mnie na trwający dwa dni casting. Castingi odbyły się w 4 miastach, z każdego wybrano 4 osoby, a do kolejnego etapu zaproszono połowę. To było niesamowite przeżycie, ponieważ w całym procesie rekrutacji brali udział założyciele tej organizacji i to oni pokazali nam jak ważną rolę mają klowni.
Jakie umiejętności sprawdzali?
Sprawdzani byliśmy bardzo dokładnie za pomocą różnych ćwiczeń, zabaw. Wprowadzali nas w niekomfortowe sytuacje. Uczyli jak radzić sobie z problemami. To co mnie bardzo zaskoczyło to fakt, że życie klowna jest wypełnione problemami, a wręcz on się nimi żywi.
Jak możemy to rozumieć?
Clown wchodzi do sali, gdzie przebywają chore dzieci, często towarzyszą im rodzice. Są smutni, skupieni na problemach. Klown na tych właśnie problemach buduje historie, które mają wywołać uśmiech na twarzach dzieci i ich rodziców. Tak się mówi, że my się żywimy problemami i nadajemy im inny wydźwięk.
Ta praca związana jest z niekończącymi się szkoleniami, warsztatami. Cały czas pracujemy nad sobą, szukamy w sobie nowych pokładów energii, tego czegoś co pozwala nam pomagać innym.
Czyli kształtujecie siebie, by potem uruchamiać tę radość w kontakcie z dziećmi?
Dokładnie tak. Wszystkie ćwiczenia uczą nas, by wyłączyć analityczną część mózgu, i wydobyć z siebie prostą radość, którą mamy. To co jest kluczowe, czego uczą nas założyciele tej organizacji, to podejście do pracy. Zasada jest jedna – wchodząc do szpitala robimy najważniejszą rzecz na świecie. I tylko to się liczy.
Czerwone noski zawsze przeprowadzają wizyty w parach. Jednak ostatnim etapem szkoleń jest wizytacja jako tak zwany „trzeci klown”. Dwóch wchodzi w interakcje z dziećmi, trzeci asystuje. I w tym miejscu właśnie jestem – po trzech takich wizytach w roli asystującego klowna, będę mogła zostać pełnoprawnym pracownikiem. Już nie mogę się doczekać! 🙂
Jak to wygląda w praktyce?
W każdym mieście jest jeden dzień, w którym klowny odwiedzają szpital. np. W Warszawie w Centrum Zdrowia Dziecka i Klinice Budzik jest to poniedziałek i obchód trwa zazwyczaj 4 godziny. W Polsce taka pomoc jest w kilku miastach, w Czechach nie ma szpitala, w którym nie byłoby klownów.
Jak mówisz o tym, to masz iskry w oczach…
Wiesz, czuję się wyróżniona, że mogę to robić. Jestem niesamowicie szczęśliwa, że dostałam taki pakiet talentów, który pozwala mi pomagać innym w radosny sposób. Wszystkie łączą się w tym miejscu, bym mogła być klownem.
A możesz w tej pracy także wykorzystywać swój talent muzyczny?
Jasne! Taki mam zamiar. Już sobie to wyobrażam – wchodzę do sali i robię mały improwizowany koncert 🙂
Jestem pewna, że będzie to dla mnie wejście na największą scenę, na jakiej do tej pory śpiewałam.
Po 7 owocnych latach zespół Miąższ, który współtworzyłaś, zakończył swoją działalność. Co teraz?
Zaczynamy nowy projekt w trochę innym składzie. Nie wiem jak się będzie nazywał. Pokazałam chłopakom swoje teksty i będziemy na nich pracować. To niesamowite, że mamy na świecie tyle słów, z których możemy budować opowieści. Chciałabym wybierać tylko te piękne, by przez muzykę przekazywać to piękno dalej.
Jakie marzenia spełniłaś z Miąższem?
Mam marzenia i MARZENIA. Z tej pierwszej grupy spełniłam wiele np. Występ w Opolu czy na Top Trendy, wydaliśmy płyty, robiliśmy prawdziwe trasy koncertowe.
Jednak moim największym MARZENIEM, celem jest przekazywać innym tylko dobre rzeczy.
W Miąższu nie zawsze się tym kierowałam. Nie żałuję tego co było, ale wiem, że teraz chciałabym inaczej.
Wyznaczasz cele?
Ja? Nie! Ostatni raz jak coś sobie założyłam to wszystko zrobiłam inaczej 🙂
O jakim dniu możesz powiedzieć: to był szczęśliwy dzień?
O każdym 🙂 Mam w sobie dużo wdzięczności za to co mam i dużo energii do działania:)
Na zakończenie spotkania…posłuchajmy:)
Asia i Miąższ w programie Must Be The Music!
fot.uchwycone