Po kilku dniach intensywnej pracy, zrobiłam sobie wolne. Należało mi się. Zapomniałam o budziku. I konsekwentnie wrzuciłam na luz. Obudziłam się, zjadłam pyszne owocowe śniadanie i zadałam sobie pytanie: na co masz ochotę? Pojawiła się chęć wyżycia na parkiecie i wtedy bardzo nieśmiało pomyślałam o klubie fitness.
Od myśli do przekroczenia progu klubu minęło sporo czasu. Tak to czasami bywa, że chęć jest atakowana przez wątpliwości. Dlaczego? Najchętniej wybieram zajęcia, które pozwalają mi spalić zbędne kalorie przy skocznej, tanecznej muzyce. To wszystko odnajduję w Zumbie. Tylko, że z Zumbą jest właśnie tak: wskazana, regularna obecność, i to najlepiej na zajęciach u jednego prowadzącego. Wiem, iż wielu z Was może się z tym nie zgodzić, bo z zasady, każde zajęcia są inne, i każdy prowadzący realizuje podobny program, ale…no właśnie to ALE ma dla mnie duże znaczenie.
Ja czuję frajdę dopiero wtedy, kiedy na zajęciach zapominam o krokach, i oddaje się muzyce. A jest to możliwe tylko i wyłącznie w momencie, gdy znam styl prowadzenia zajęć danego instruktora, i opanowałam kroki na poziomie pozwalającym na dobrą zabawę. Wyobrażacie sobie jak bardzo byłam poza tematem po półrocznej przerwie? Teraz jak tak o tym myślę, to sama jestem w szoku. Chodziłam na inne zajęcia, a Zumbę zaniedbałam. Rozumiecie już dlaczego trudno mi było wyjść z domu i wyruszyć w stronę klubu?
Ale po to w końcu są wątpliwości, by je pokonać i przekonać, że nie mają racji bytu. Tak też zrobiłam i sama decyzja sprawiła, że uśmiech pojawił się na mojej twarzy. A same zajęcia wręcz upewniły mnie, że Zumba to to, co lubię najbardziej. O dziwo trafiłam też na instruktora, którego taneczne podejście do tematu (a nie fitnessowe) maksymalnie trafiło w mój gust. Tańczyłam, tańczyłam, czasami wypadałam z rytmu, czasami śmiałam się sama z siebie (jak noga poszła w odwrotnym kierunku), ale wielka radość towarzyszyła mi przez całe 0 minut, a nawet dłużej. Co mnie najbardziej zaskoczyło? Zadyszkę złapałam dopiero podczas ostatniego układu. Czyżby kondycja pozimowa wcale nie była taka kiepska? W konsekwencji tego, kupiłam karnet na cały miesiąc i na czerwono zaznaczyłam Zumbę! I od razu poczułam, że idzie wiosna. Czyżbym poczuła taneczny powiew wiosny?
Wróciłam do domu. Usiadłam i powtórzyłam bardzo głośno i wyraźnie zdanie: wątpliwości są po to, by je pokonywać, i przekonywać, że nie mają racji bytu. Zapisałam je sobie i będę do niego wracać ilekroć na drodze do radości, pojawią się nieproszone wątpliwości. I Wam też tego życzę !
Zumba let’s dance!
fot. Pokadrowani