Czasami tak wychodzi, że pomimo braku planu na wpis, rodzi się on pomiędzy myślami. Dokładnie tak było tym razem. Walentynkowy wieczór, pomiędzy ogromnym bukietem kwiatów i kolacją w greckiej restauracji, był koncert premierowy, piosenki autorskiej, w Teatrze Syrena, z Olgą Bończyk w roli głównej. Klimat niecodzienny, liryczny, wprowadzający w zadumę. Klimat, na który pozwalam sobie od czasu do czasu. Usiadłam na widowni i pozwoliłam wprowadzić się w nieznany mi świat Olgi Bończyk.
Po pierwsze Ona
Znałam ją jako aktorkę. Aktorkę, która chętnie sięga po mikrofon. Z trudem jednak przychodziło mi podać tytuł chociaż jednej z piosenek jej autorstwa. Nie byłam w tym odosobniona. Jak tylko dowiedziałam się, że będę miała przyjemność uczestniczyć w jej koncercie, zrobiłam duży research. I wszystko stało się jasne. Olga Bończyk po wielu latach muzycznego rozwoju, zdecydowała się wydać autorską płytę, swoją pierwszą. Padały pytania: dlaczego? Rąbka tajemnicy uchyliła opowiadając historię z dnia premiery płyty. Tego dnia jeden z dziennikarzy zapytał po co w ogóle artyści wydają płyty, skoro i tak obecnie mało kto je kupuje. Zastanowiła się i odpowiedziała krótko: Bo my w ten sposób spełniamy nasze marzenia. I w tym momencie mnie kupiła. To jedno zdanie wybrzmiało bardzo głośno i wyraźnie. Pomyślałam, że to jest właśnie sens życia – piękne chwilę, kiedy spełniamy nasze marzenia. Czułam się zaszczycona, że mogę uczestniczyć w tak pięknym momencie z życia artystki.
Marzenie
Piękna, promieniejąca kobieta, w pomarańczowej sukni weszła na scenę i zaczarowała publiczność. Zaprosiła w podróż po różnych zakamarkach życia. Była radość, był smutek, ale przede wszystkim towarzyszyła tej wędrówce wielka nadzieja. Każda piosenka ma swoją historię powstania, autora muzyki, autora słów. Absolutnie dało się odczuć, że każda z nich narodziła się z potrzeby serca. Nie było tam przypadkowych nut, mijających się z nimi słów. I były też słowa wprowadzające w historię powstania utworów. Te opowieści „pomiędzy” pozwoliły zaglądnąć niczym przez dziurkę od klucza do świata Olgi Bończyk. Niezwykłe historie, poruszające fakty z życia. A wszystko to mogło się wydarzyć dzięki wielkiemu zaufaniu jakim obdarzyli ją rodzice: oboje głuchoniemi pozwolili jej pójść w kierunku muzyki.
Od marzenia wszystko się zaczyna. Zrealizowane dają wiarę w możliwość urealnienia kolejnego pragnienia. I z takiej odwagi serca powstają wielkie dzieła.
Bardzo doceniam takie nieplanowane zrywy. Nie miało być tekstu, a jest. Nie miało być koncertu, a był. Gorzej, jak koło toczy się w drugą stronę: miała być publikacja 16 lutego – i nie było, miał być tekst na laptopie – i go nie było. Najważniejsze, że koniec końców podsumowanie brzmi tak: tekst powstał, został odnaleziony i publikacja jest. Kończąc, dodam obowiązkowy „smaczek” – muzyka musi być. Enjoy!
fot. flickr