fot.shimsham
Muzyka, taniec, śpiew – uwielbiam, bardzo lubię, lubię. Dokładnie w tej kolejności. Od dziecka wiedziałam, że mam w sobie pierwiastek artysty:) Na moje szczęście, odkryłam w odpowiednim czasie, że wolę być odbiorcą, niż twórcą, a idealnie jest gdy mogę kreować wydarzenia, uczestniczyć w nich, doświadczać, promować i wspierać młode talenty. Dlatego, kiedy tylko mogę, wychodzę na spotkanie z inspiracjami, które płyną z szeroko rozumianej sztuki. Czasami jej poziom wzbija się na wyżyny, tak że nawet ja nie wiem co autor miał na myśli, innym zaś razem oddaję się lekkiej rozrywce. Mogę śmiało powiedzieć, że doceniam wszystko to, co powstało z miłości do muzyki. Może zapytacie: lekkie i przewidywalne muzyczne love story? Oczywiście. Po co? Z pewnością nie dla fabuły, lecz dla klimatu filmu, dla tej energii, która płynie z ekranu. Trudno to opisać, dlatego wesprę się małym porównaniem – mówi się, że ten jedyny, niesamowity facet ma to „coś”, co ujmuje, tak i ja mogę powiedzieć, że muzyka ma to „coś”, co daje mi oddech, relaks, wolność. A najlepsze zestawienie, to taniec z mężczyzną, który ma to „coś”. Polecam!
Przykłady? Niezmiennie, z tym samym rumieńcem na twarzy oglądam, słucham muzyki z filmu Dirty Dancing. I nawet nie mówię tutaj o głównej nucie (Time of my life ) lecz o She’s Like the Wind. To mój nr 1!
I drugi mój muzyczny hit – Step up – wszystkie części znam chyba na pamięć. Na premierze każdej z nich byłam w kinie, by obejrzeć w wersji 3D – niezwykłe przeżycie. Długo myślałam, które nuty wybrać i podzielić się nimi z Wami, z prostego powodu – w każdej części przynajmniej jest 2-3, do których często wracam. Jednak doszłam do wniosku, że Step Up Revolution, to mój faworyt. The Mob, grupa tancerzy pochodzących z Miami na Florydzie tańczy tam, gdzie chce, mając w tym swoją ukrytą misję. Idealnym parkietem do tańca jest dla nich zarówno ulica, jak i centrum handlowe.
A flash mob, który zorganizowali w jednym z biurowców, wciąż mnie magnetyzuje. Marzy mi się, by kiedyś zorganizować wydarzenie, którego elementem będzie m.in. tak piorunujący efekt jaki osiągnęła grupa The Mob.
I w końcu dokument o Pinie Bausch – niemieckiej tancerce i choreografce. Taniec, który porusza, wywołuje we mnie podziw i zachwyt nad tą sztuką! Bo to nie tylko taniec – to teatr tańca. Tutaj słowa nie mają znaczenia, liczą się tylko emocje, które płyną z muzyki i tańca.
Wróćmy do początku. Co zainspirowało mnie do napisania tego krótkiego wpisu? Jeden teledysk z Warszawą w tle, który urzeka. Obejrzałam i po prostu musiałam o tym napisać i podzielić się z Wami tą informacją. Być może spora część z Was już obejrzała teledysk, wyraziła swoje zdanie, ale nawet jeśli jest 10, 20, 100 osób, dowiaduje się o tej akcji właśnie teraz, uważam, że warto było o tym napisać. O co chodzi? Obejrzyjcie teledysk razem ze mną. Tak, ten poniżej I Charleston Warsaw.
Tancerze szkoły ShimSham – Warszawski Swing zatańczyli swinga na ulicach stolicy, dołączając jednocześnie do międzynarodowego projektu II Charleston The World, którego celem jest popularyzowanie niedocenianego stylu tanecznego, jakim jest swing. Co więcej! Film ten został zauważony i wyróżniony trzecim miejscem na festiwalu festiwalu Jazz Dance Film Fest w Seattle. A wszystko zaczęło się we Francji. Właśnie tam powstał pomysł tej akcji. Taneczna grupa Swing Jammerz zainicjowała projekt I Charleston The World, do udziału w którym zaprosiła cały świat. To się dopiero nazywa promocja! Uwielbiam takie kreatywne akcje i bardzo cenię wszystkich tych, którzy chętnie wychodzą poza utarte schematy działania. Jestem na TAK, a Wy?